58 Regaty GWG w 2017 roku

58 Regaty o puchary przechodnie:
Prezesa Ligi Obrony Kraju
oraz
Przewodniczącego Rady Miasta Gdyni

Relacja z pokładu „Jaricho”.
Relacja z pokładu „Słoni”.

Relacja z pokładu „Czarodziejki”.

Zdjęcia z Oficyny Morskiej.
Zdjęcia z Oficyny Morskiej – zakończenie regat.

Warunki na regatach przez 58 lat były bardzo różne. W tym roku może nie najgorsze, bo nie było sztormu, ale mimo to było bardzo męcząco. Prognozy były złe już przed regatami. Do tego stopnia że kapitanat portu Władysławowo, poinformowany o regatach, wyraźnie się regat przestraszył.
Oczywiście niesłusznie, jachty wystartowały, w większości ukończyły, a jak ktoś się wycofał, to skończył albo na Helu, albo w swoim porcie macierzystym.

Obawy kapitanatu portu Gdynia także były niesłuszne. Regaty odbywają się od 58 lat, są mocno zakorzenione w swojej historycznej trasie i terminie, i nie ma żadnego powodu, żeby cokolwiek zmieniać.
Widocznie w takiej postaci mają być i w takiej postaci są lubiane, niezależnie od obaw różnych władz morskich.
Ale to była dygresja od strony organizatora.

Frekwencja wyraźnie zapowiadała się niższa niż rok wcześniej, niezależnie od pogody. Wygląda na to, że sezon był męczący, długi, w tym Mistrzostwa Polski i Mistrzostwa Europy, i wypalił chęci i czas wielu załóg.
Prognozy pogody nie zachęcały do zgłoszeń w ostatniej chwili, a wiele jachtów zniechęciły tuż przed startem.

Reasumując, tym razem i w klasie ORC nie były to najliczniej obsadzone regaty, nieznacznie ustępując dużemu ŻPT. Tym niemniej, frekwencja była duża.

Dla jachtów z Górek wyzwaniem było samo dotarcie do Gdyni. Okazało się, że w sobotę warunki w Górkach były wredne. Duże fale i silny wiatr (do 28 węzłów) prosto w nos. Dopiero od Sopotu było znacznie lepiej, z mniejszą falą i mniejszym wiatrem. Okazało się, że sam „etap” Górki – Gdynia zweryfikował negatywnie kilka jachtów. A nawet jeżeli nie, to mocno zniechęcił do startu.

Start odbył się punktualnie o godzinie 18 (grupa OPEN pięć minut wcześniej), która halsówka do rozprowadzającej i kurs na Hel. Było żużlowo, wiatr wcale nie był bardzo silny. Ale tylko dwa jachty odważyły się postawić spinakera (mądrzy inaczej?) – Pallas i później, zdopingowana, Czarodziejka. Pod Helem zaczęło szkwalić, spinakery poszły w dół. Na Czarodziejce zrzucanie się przeciągnęło, bo wypiął się bras i trzeba było ściągać spinakera z drugiej strony.

Przy półwyspie wiatr bardzo mocno słabł (jasne, od lądu) i było pytanie, na ile warto nadłożyć drogi, żeby mieć więcej wiatru. Halsówka do Władysławowa nie była taka najgorsza, bo po wyjściu trochę w morze, drugim halsem można było wjechać prosto na pławę. Albo prawie prosto, z niewielką docinką po drodze.

Prądu tym razem nie było, ani na końcu półwyspu ani wzdłuż. W zasadzie, taktycznie regaty były tym razem proste, jak nigdy. Trzeba było pilnować prędkości i w zasadzie nie wierzyć prognozie. Naprawdę mocno przywiało niedaleko WŁA. Oczywiście małym jachtom, duże już były po boi, albo blisko niej. W drodze powrotnej spinaker w zasadzie był wykluczony. Albo bardzo ryzykowny. Pallas postawił i przegrał.

Tutaj część jachtów szła rozsądnie blisko brzegu, skracając trasę. Niektóre jachty poszły lekko w morze, zupełnie nie wiadomo czemu.

Tutaj ważna dygresja, z pozycji małego jachtu. Od dawno mówiłem, że sternicy dużych jachtów wyraźnie lekceważą swoich mniejszych kolegów. Widać to niejednokrotnie na regatach, gdzie prawo drogi albo choć myślenie o spotykanych jachtach nie są popularne, że tak to delikatnie ujmę.

Jachty płynące na WŁA płynęły ostro, prawym halsem, walcząc z wiatrem. Jachty wracające płynęły pełnym kursem, lewym halsem. Prawo drogi w tej sytuacji jest oczywiste. Za nic nie można wytłumaczyć, czemu aż trzy razy zdarzyło się Czarodziejce, że sternicy dużych jachtów wymusili pierwszeństwo. W nocy, w warunkach silnego wiatru i dużej fali, doprowadzali do bardzo dużego zbliżenia, przechodząc i bardzo blisko, i przed dziobem. Sam osobiście dwa razy musiałem zareagować i zmienić kurs, żeby uniknąć zderzenia. Raz ostrząc do łopotu, drugi raz awaryjnie odpadając. Trzeciego nie widziałem, bo płynął bez świateł dziobowych. Przeszedł nam tuż przed dziobem, burtami minęliśmy się o może 20 metrów. Gdybym wtedy miał możliwość, to chyba bym zabił, a tak skończyło się na klątwach i dodatkowymi siwymi włosami. Nie wiem kto to, nie poznałem, ale może tracking wykaże. Jak można tak pływać? Jak można tak lekceważyć inne jachty?

Inna zupełnie sprawa, że płynięcie w morze po pławie WŁA było bezsensowne.

Samo okrążanie półwyspu można było zrobić pod spinakerem, ale nie wiem czy ktoś się na to zdecydował. O tej porze morale mogło być już słabe. A od Helu do Gdyni pełny bajdewind, czyli w pewnym sensie odpoczynek.

A pogoda? Trochę padało, ale mniej niż miało padać. Wiało różnie, do 26 węzłów. Fale oczywiście duże, ale to normalne w sumie. Trzeba było przetrwać.

W klasie OPEN od wielu lat startuje jacht, dla którego ta klasa faktycznie jest. Deliver, nieduży Conrad 24. Startuje w regatach GWG już od dawna, nie licząc na nagrody, na które w klasie OPEN nie ma w zasadzie szans. Startuje rzadko w sezonie, nie ma świadectw ORC/KWR, płynie bo lubi. BRAWO!

Opis napisał Tomasz Konnak.
Sędziował Tomasz Sawukinas.

Wyniki regat:
Lista startowa
ORC 1
ORC 2
KWR
OPEN
ORC generalnie (do pucharów)

pl_PLPolski
Powered by TranslatePress