58. Regaty GWG w roku 2017 – relacja z pokładu „Słoni” – Zbyszek Rembiewski
GWG trochę inne niż zawsze.
Regaty Gdynia – Władysławowo – Gdynia, to jedna z moich ulubionych pozycji w kalendarzu na sezon. Dlaczego? Bo poprzeczka zawieszona wysoko. Nocna pora, początek jesieni trasa nie najkrótsza, bo ok 60 Mm, a do tego trudna nautycznie z uwagi na prądy i zmienne wiatry wokół cypla helskiego. W tym roku doszło jeszcze: silny, zmienny wiatr, duża fala i przechodzące deszcze. Ale od początku. Po wielu zawirowaniach załogowych do Górek dotarliśmy we dwóch Krzyś i ja. Już przelot do Gdyni dał nam popalić, mimo że szliśmy na G1ref + silnik. Wiało do 28, padało, chlapało i zajęło nam 3 godz. Ale jak się okazało później, przećwiczyło nie tylko nas. W Gdyni byliśmy o 15-ej i tam znalazł nas 3-ci załogant Zbyszek, Krzysia szwagier. Ładowanie prądu, odprawa, przekąska(sic!), mały komarek i czas na start. Wystartowaliśmy na pełnym zestawie, wiedząc że na Zatoce trochę siadło i kurs na Hel raczej połówkowy. Do Helu nieźle, blisko czołówki. Zaplanowane refowanie zrobiliśmy w cieniu cypla na końcówce w miarę małej fali i zaczęło się oranie otwartego morza na wiatr. Poszliśmy długim lewym halsem w morze, a zwrot zrobiliśmy jako jeden z najbardziej oddalonych od Helu jachtów. Po zwrocie wydaje na WLA, nawet z pewnym zapasem. Zapas gromadzimy, bo prognoza mówi, że wiatr odejdzie na NW i już tak dobrze nie będzie. Mimo wysokiej fali, oceniam na ok. 2 m, udaje nam się utrzymywać niezłą prędkość 5-6 kts. Czujemy, że jest nieźle. Trochę brakuje balastu, trafiają się wywózki, no i grot prowadzony przez Krzysia, często na wywiewce. Boję zwrotną osiągamy ok. 2400, jeden mały fuckup przy pierwszej nieudanej próbie okrążenia, ale poprawka i jedziemy z powrotem. Wiatr cały czas na poziomie 18-22 rzeczywistego i połówka. Więc na liczniku równo 7-8 kts, a piki przekraczają 10 kts. Po 3 godz. takiej jazdy – Hel. Tniemy przy skórze, wprawdzie wiatr przytłumiony, ale krócej i prąd dodaje prawie węzeł. Trochę z tą „skórą” przesadziłem, bo trafiła się obcierka o dno, ale na szczęście piach i przelecieliśmy bez konsekwencji. Po Helu woda spokojniejsza, a kurs na Gdynię w granicach pełnego bejdewindu. Na okrążaniu cypla mykneliśmy Konsala, ale teraz na takim żużlu systematycznie się odgryza, cóż 12 m to nie 9,5. Wychodzi przed nas, ale obaj popełniamy ten sam błąd, zmyleni feerią świateł kotwiczącego tuż przed płd. wejściem do portu Darem Młodzieży, płyniemy za nisko. Ja zorientowałem się ciut wcześniej i wyostrzyłem, tak że jeszcze wydało na metę. Rysiek na Konsalu musiał zrobić docinkę i jednak za nami. Meta jeszcze w pełnej ciemności o 0423, najwcześniej w mojej historii startów w GWG. Bezwzględnie minęlismy metę jako 12 jacht. Z jachtów za nami przeliczyła nas tylko Czarodziejka. Wyniki przeliczone napawają mnie optymizmem, różnice czasowe są już bardzo małe. Sądzę, że gdyby w tych regatach na burcie było 5-6 osób, to pudło by nas nie ominęło. Po zacumowaniu w Gdyni Zbyszek wybrał jednak samochód i powrót do domu do Koszalina, ale trzeba mu oddać, że mimo całkowitej „zieloności”, warunki nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, tylko narzekał na odgniecione dupsko, które to odczucie w pełni z nim dzieliłem. My krótka przesypka i spokojny (na ile jest to możliwe przy 22 kts wiatru) powrót do Górek. Klar i o 1500 brama. Warunki odcisnęły swoje piętno na sprzęcie. Fok pogłębił pęknięcia, grot wytrzepał kolejne metry pasków folii i pękła końcówka spinakerbomu. Moje subiektywne wrażenia z regat możecie skonfrontować z oficjalnym opisem na stronie Gryfu, a zdjęcia ze startu na http://oficynamorska.pl/2017/58-regaty-gdynia-wladyslawowo-gdynia/ . Drugi raz w tym sezonie, gdyby się kierować szansą na pudło, wystartowałem nie w tej klasie. Podobnie jak w SailbookCup-ie w ORC byśmy wygrali, tak i teraz sytuacja się powtórzyła tyle, że odwrotnie: KWR dałby nam 1-sze miejsce.