Regaty 90-lecia w roku 2018 – relacja z pokładu „Słoni” – Zbyszek Rembiewski
Po długiej przerwie wreszcie coś się będzie działo. Regaty j.w. na 250 milowej trasie Gdynia-Olands Sodra Grundt-Gdynia. Liczne zawirowania personalne wyłoniły załogę w składzie: ja + Grześ Brenda+ Kuba Zaborowski+ Krzyś Kulikowski. Łódka przeszła w międzyczasie spore zmiany do ORC. Przybyło wyposażenia wymaganego, w tym tratwa. Zmiany żaglowe poprawiły współczynnik do 697,2. Jest to jeden z najwyższych, jeśli nie najwyższy wsp. wśród Firstów31.7. Zobaczymy, jak to się sprawdzi na trasie regat. Kibicujcie nam. A jak? Albo wg wskazówek ze strony jkmgryf, albo śledząc AIS-a na stronie „Marine traffic” lub „Vessel Finder”.
I po regatach.
Ale nie było to takie hop siup, trzeba było spędzić w morzu prawie 3 doby, licząc z drogą na start i z mety do Górek. A całe przedsięwzięcie od 6 rano w piątek do 18 tej w poniedziałek. Trzeba było rano wyjechać, by być w Gdyni na 17 tą na odprawę, a do tego jazda była z ogonem, bo zabierałem łoże podłodziowe, które dopiero trzeba było rozkręcić i załadować i jeszcze odebrać zakupionego w Brytsails grota, założyć go na maszt, tak że roboty po pachy. Ale zdążyliśmy. Wprawdzie nie udało się po drodze wypróbować nowego spina, ale idziemy na całość. Pierwszy start na nowym grocie, nowym spinie, sprawdzi się w biegu. Ale za to jakie GPH. Już są komentarze o optymalizacji Słoni pod ORC. Jacht dociążony jak nie na regaty. Full żarcia i płynów, pełne zbiorniki, tratwa i kupa innych głupotek. Startujemy o 19-tej. Start jak ostatnio się udaje, dobry. Idziemy w stawce, nie mówiąc o Globe, Hadarze i Dancing Queen, które zaraz zaczynają odjeżdżać. Do Helu halsówka. Jachty rozbiegają się po zatoce. Pod Helem zjeżdżamy się z jachtami w sąsiedztwie których będziemy żeglować. Czołówka tej grupy to Konsal i „2 easy 2”, a bardziej bezpośredni przeciwnicy to „Nec Timide”, Oceanna, Orion. Robi się ciemno, acz nie do końca. Całą noc utrzymuje przesuwająca się po północnym horyzoncie jasna część nieba. Wdrażamy 3 godzinny system wachtowy: Krzyś z Grzesiem, ja z Kubą. W miarę okrążania cypla, płyniemy coraz pełniej. Przychodzi czas spinakera.
Pierwsze stawianie zajęło nam ładnych parę minut, kurs był ostrobaksztagowy, co w pozornym dawało połówkę. Nowy spin którego polubiłem od pierwszego wejrzenia, dobrze sobie daje radę z ostrym prowadzeniem. I tak przez następne 20 godzin. W jachtach przetasowania. Z Nec Timide idziemy łeb w łeb, oni na czymś jakby code0, albo płaski genaker. Oceanna przejeżdża po nas na swoim wielkim spinakerze jak po burym psie. Na pięknym genakerze dochodzi nas Orion. Nastaje nowy dzień. Oceanna już tylko białym przecinkiem na horyzoncie przed nami, Nec Timide, po tym jak trochę zaczął odstawać zmienił taktykę i poszedł pełniej. Orion nas dogonił, ale nie przegania, tzn. próbuje przez następne 12 godzin ale status quo zostaje utrzymane, pół mili z tyłu. Najgroźniejszy przelicznikowo przeciwnik – Czarodziejka, utrzymuje się z tyłu, a z pogadanek na UKFce, dowiadujemy się, że mamy już 18 mil przewagi. Myślimy: jest dobrze. Olands Sodra Grundt osiągamy o 1845, niecała doba. Znowu: jest nieźle, niech druga połowa pójdzie podobnie, to na noc (niedzielną) jesteśmy w domu. Na znaku spotykamy się z Nec Timide, pożegnanie ze spinem i przechodzimy na ostry lewohalsowy w kierunku naszego wybrzeża. Kurs wychodzi na lekko na wschód od Łeby. Oceanny już nie widać, Orion został z tyłu. Próbujemy utrzymać kurs i prędkość z Nec Timide, ale to nie wychodzi. Aby utrzymać prędkość godzimy się na powolne tracenie wysokości. I tak do niedzielnego rana. Ranek pokazuje sytuację taką: Oriona domyślamy się daleko z tyłu jako mały przecineczek, Nec Timide, na trawersie, ale 6 mil wyżej do wiatru, a niedaleko nas, bliżej lądu widzimy Oceannę. Gdy do brzegu mamy ok 16 mil zaczynamy halsówkę w kierunku Rozewia, wiatr słabnie. Oceanna powtarza nasze zwroty, co wychodzi jej dobrze, raz się zbliża, raz oddala. Nec Timida realizuje swój program, ale wydaje gorzej i z wolna ich dojadamy. Z UKFki słyszymy, że koło Władkowa stoją w ciszy Konsal i 2easy. Decyduję się na jazdę bryzą. Krótkie halsy po plamach wiatru coraz bliżej brzegu. Taktyka wydaje, ale do czasu. Za Rozewiem nie ma plam wiatru. Wszyscy stajemy na 3-4 godziny. Nec Timide wycofuje się, my trwamy. Potem okazało się, że Konsal też się wycofał. Późnym wieczorem zaczyna podwiewać. Ruszamy wzdłuż Helu, Oceanna za nami, ale w tyle widzimy już dość wyraźnie Czarodziejkę i Four Winds’y. Kolejna noc. Ciągniemy do 4 kts. Oceanna z wolna nas przechodzi. Rozwidnia się przy cyplu. Zdaję wachtę Krzyśkowi, do mety 8 mil, proszę o budzenie przed finiszem. W międzyczasie ogarnęła nas niska chmura, słaba widoczność, zaczyna padać. Budzę się po 3 godzinach, wystawiam łeb, pierwsze spojrzenie na plotter: do mety 6 mil, cholera, przez wachtę upłynęli 3 mile? Krzysiek z satysfakcją oddaje ster, udało mu się wyrównać z Oceanną. Pogoda się poprawia, wiatr nie. Regacimy się dalej na podmuchach 1 do 3 węzłów. I tak do prawie mety. Na 1,5 mili przed metą wiaterek tężeje do całych 6-8 węzłów, co pozwala na rozegranie z Oceanną pojedynku do mety. Zwrotami wygraliśmy o całe 3 minuty. O 1002 upragniona meta. Dzięki dla przeciwników i KR, zdajemy tracker na Oceannę, silnik i do domu. Po drodze klar i pakowanie. Jeszcze tylko znalezienie nowego stanowiska i o 1345 mijamy bramę klubu. Mamy poczucie, że poszło nieźle, aczkolwiek to cisze wyrównawcze rozdawały karty. Wynik poznajemy dopiero następnego dnia: 2-gie w grupie większych ORC. Mam świadomość, że gdyby nie było podziału to byłoby raczej 5-te. Ale i tak mam poczucie, że łódka po różnych zmianach żaglowych i zadbaniu o dno, pływa lepiej.