57 Regaty GWG – relacja z pokładu „Goplany”
Gdynia – Władysławowo – Gdynia 2016
czyli doublehanded Nefrytem, czyli mikstura fuksa i zaskakujących zwrotów akcji.
Zaczęło się od pozytywnego obrotu spraw prywatnych które doprowadziły do wyruszenia na start regat do Gdyni. Drugim pozytywem było to, że silnik zapalił, ruszamy. Po drodze wzięliśmy na hol zaprzyjaźniony jacht mazursko oceaniczny. Po wyjściu z Górek wywiązała się mała rywalizacja w której polegliśmy, ale nic to. Pogoda wzorowa, prognozy optymistyczne choć z groźbą poważnego osłabnięcia wiatru i dalej odkrętek.
Przed startem był czas na obiad w jednej z portowych tawern. Jak się okazało sławy żeglarstwa także wykonały ten sam manewr co utwierdziło mnie w słuszności posunięcia. Dalej, udaliśmy się do klubu, usłyszeliśmy czułe słowa przed startem od organizatorów, komisji i na wodę. Startujemy można powiedzieć w już abandon grupie KWR, przeciwników znam, mało nas – może i lepiej, długa trasa – zobaczymy. Zaczęło się nieźle, udało się nam ustawić jachtem do pięknego ujęcia gdzie wszyscy są za nami do górnej boi. Po tym już było normalnie, znaczy wszyscy popłynęli szybciej my wolniej. Gdy już za chwilę jedziemy z wiatrem powoli sytuacja się klaruje. Część jachtów popłynęła bardziej w lewo, ostrzej i tam wiatr chwilowo dał im kopa, po krótkim czasie stanęli a nasza grupa przyspieszyła. Sytuację tą część wykorzystała i poszła pełniej, dalej od cypla.
Pod Helem obraliśmy szlak płytki. Echosonda pokazywała czasem 1,6m ale udało się bez szorowania. Okazało się że to był dobry wybór przeskoczyliśmy kilka jachtów które poszły dalej od brzegu. Wiaterek odkręcał zgodnie z kształtem cypla. Noc początkowo miała miejscowo otwarte niebo, gwiazdy były widoczne, z lądu zawiewało dogasającymi ogniskami a może to było z jakiejś smażalni. Okoliczności przyrody upiększało kilkadziesiąt lampek bujających się na widnokręgu. Głównie przed nami ale najbardziej cieszyły mnie światła w kolorze czerwonym a widziałem ich kilkanaście. Lecimy wzdłuż brzegu, głębokości już minimum 4m, hals długi prosty i jak nie odkręci to do celu. Trasa ta zweryfikowała jakość moich map w nawigacji. AIS pokazał mi kilku rywali którzy przepłynęli plażą w Jastarni a jeden nawet lasem. Sytuacja klarowna i stabilna pogoda wyśmienita a i udało się jeszcze kogoś wyprzedzić. Od dawna widać światło latarni coraz bliżej kolorowe lampy farwateru Władysławowa. Pędzi z naprzeciwka pierwszy z czołówki, za kilka minut drugi za Kuźnicą mijanki coraz częstsze. na 2 mile przed WŁA na wodzie panowało duże ożywienie, mijanki tych co już z tymi to jeszcze nie :). Po nawrotce ciut po 24ej żagiel pełnowiatrowy do góry i jedziemy, ale by utrzymać się na granicy jego pracy trzeba jechać w morze a trochę odkręca. Decyzja zmiany na genuę i ooo. Spinaker ledwo zszedł w dół, roler zablokowany, genua się nie rozwija. Pod topem na sztagu siano z lin. Jedziemy tylko na grocie, próbuję to odplątać szamocząc się ze 20 minut. Wyprzedzają nas jachty a ja głośno nadużywam kilku popularnych słów woźnicy. Problem ostatecznie rozwiązałem ordynarnie acz skutecznie. Winna była snapszekla fału spinbomu która rozsypała się, wypięła i skręciła się z fałem spinakera, całość zrobiło sobie gniazdo pod topem masztu blokując roler. Jesteśmy w plecy, idę się zdrzemnąć. Zaczęło powoli świtać, ostrzymy bliziutko za Helem. Im jaśniej tym więcej widzę jachtów i co dziwne nie za daleko. Kurs dogodny, ale do Gdańska, zmiana kursu i lecimy całkiem szybko w stronę Jastarni, nadeszła lekka odkrętka jednak mamy wysokość i robimy zwrot na Gdynię. Łukasz „second prawa hand” pod pokładem sobie nie pośpi bo trochę nami tłucze. Jachty zmierzające do Gdyni od strony Sopotu mają widoczne problemy z wiatrem, My lecimy całkiem szybko i co mnie baaardzo zdziwiło przed dziobem pokazała się Rioja. Za kilka minut blisko nas pojawiła się Endorphine, czyli wynikło ładne spotkanie pod metą jachtów z grupy. 🙂 Trasa długa zatem nie powinno być finalnie źle. 🙂 Na torze podejściowym do Gdyni niemal zatrzymał się wycieczkowiec, do mety pozostało ze 3 mile a jak ten statek ruszy w nieodpowiednim nam momencie to tu pozamiata. Musimy jeszcze przeciąć tor. Kolos puścił dym z komina i wsunął się do portu. Wiatr słabł a metę powoli przecinaliśmy w niewielkich odstępach czasowych około 0740.
Podsumowując, z perspektywy pokładu s/y Goplana, impreza była bardzo udana. Gratuluję wszystkim którzy się przyczynili do zorganizowania imprezy i wyjątkowego klimatu na wodzie.
Relację napisał Robert Napiórkowski