Tomasz Konnak – 2008 Z Jastarni dydaktycznie…

czyli jak NIE należy stawiać spinakera!

Jest to historia dydaktyczna, krew w żyłach mrożąca, ku przestrodze wszystkim adeptom trudnej sztuki żeglowania ogólnie, a używania spinakera w szczególności. Mówi o tym, jak łatwo się pomylić, jak błędy mogą się skumulować. I wcale nie na końcu mówi o tym, jak chęć popisania się niekoniecznie wychodzi na dobre.
Teraz czas na przedstawienie osób dramatu, jachtów i sytuacji.

Jastarnia wieczorem

Pallas i Albatros spotkały się w Jastarni. Żadnych regat, czysta turystyka. W niedzielę spokojny powrót do Gdyni.

Znana wszystkim Kaszyca

Pełny wiatr, ładna pogoda. Już przed wyjściem było oczywiste, że będzie spinaker. Ponieważ Pallas ma bardzo mało zdjęć ze swoim nowym, pięknym spinakerem, poprosiliśmy załogę Albatrosa, żeby nam takich zdjęć trochę zrobili. Któż mógł przypuszczać co z tego wyniknie…

Załoga Albatrosa

Na Pallasie załoga nieliczna, ale w bojach zaprawiona, jacht i jego fochy znająca znakomicie, z dużym stażem w regatach i ogólnym też. Czyli ja oraz Jola. Wszystko już wiemy, wszystko umiemy. Jola na pewno, a ja to już w ogóle, hue hue hue…

Szykujemy się do postawienia spinakera

Zaczęło się od tego, że z przyczyn bliżej nieokreślonych, przy przeciąganiu brasów z fałem na drugą burtę, przełożyłem bras pomiędzy sztagiem, a wpiętym do kosza dziobowego fałem genuy. Wiadomo, że tak nie powinno być, ale pomyślałem, że przy wpinaniu genuy do sztagu, to się automatycznie poprawi. Tyle tylko, że jakiś czas później doszedłem do wniosku, że przy tym kierunku wiatru genua w ogóle nie jest potrzebna. Tu zadziałało lenistwo – po prostu w Gdyni nie trzeba będzie genuy składać… Zawsze to te kilka minut do przodu…

Wychodzimy z Jastarni na samym grocie, Albatros na silniku nas wyprzedza na torze wodnym. Spinakera na torze nie stawiamy, bo jest idealny fordewind, a tor wąski – nie ma co kusić losu. W końcu jest tak pięknie na świecie. Zaraz za Kaszycą spinaker idzie w górę. I po chwili już stoi.

Ale wychodzi na jaw to, co wyjść musiało. Bras nawietrzny przechodzi między sztagiem, a wpiętym w kosz fałem genuy. Nie można wypiąć fału genuy i przełożyć go nad spinakerem, nie można też wypiąć brasu – mimo wszystko wieje ciut za mocno. Spinaker na dół. A tymczasem na Albatrosie robią zdjęcia… Teraz jako winowajca muszę pójść na dziób. Wypięcie fału, przełożenie przez bras, ponowne wpięcie w kosz i spinaker do góry. Co się nabiegałem po pokładzie – to moje.

I teraz zadziałał pech: podczas stawiania wypiął się karabinek zawietrznego brasu. Zdarza się to bardzo rzadko, ale się zdarza.

No to odpadanie i gaszenie spinakera za grotem (żeby wrócił na pokład). Łapanie rogu szotowego, w końcu udało się wpiąć bras. Powrót do kokpitu, żeby ocenić sytuację.

Ale niestety, nie jest dobrze. Bras przechodzi teraz za wantą. Zaplątał się w ferworze walki, a ja nie zauważyłem. A na Albatrosie, zgodnie z naszą prośbą, wciąż pstrykają fotki…

Stwierdzam, że łatwiej będzie wyszorować koniec brasu z bloczków. Ale odpaść trzeba, żeby znowu zgasić spinakera. Przeciąganie brasu trwało na tyle długo, że spinaker zdążył się wiele razy owinąć na sztagu i na fale genuy. Klątwa jakaś czy co?

Tymczasem na Albatrosie przykładają się do dokumentowania zajścia, oj przykładają… Spinaker zrzucamy powoli, rozplątując go stopniowo. W końcu jest dobrze i można go znowu stawiać. Idzie w górę. Zapala. Wszystko gra. Aż dziwne…

Załoga Albatrosa miała dużą frajdę płynąc obok i robiąc zdjęcia tej całej zabawy. Ale nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku. Sesję fotograficzną Pallasa powinno kończyć zdjęcie z już dobrze pracującym spinakerem.

Takiej fotki niestety nie ma, ponieważ Albatros, którego załoga z uciechą patrzyła na nas i na nasze przygody, wpłynął w sieci i chęci na robienie zdjęć przeszły im definitywnie. Zanim się wyplątali, my byliśmy daleko. A dalsza droga upłynęła już bez przygód i bardzo przyjemnie. Oczywiście do końca pod spinakerem.

A jaki morał? Nooo, morał niech każdy sobie dopowie sam 🙂
Zdjęcia: Ela i Waldek Pawłowscy

pl_PLPolski
Powered by TranslatePress