Stanisław Konieczny – 2010 „Orion” na zlocie w Bremerhaven
ORION na SAIL BREMERHAVEN 2010 – dodatkowa informacja Zbyszka Witbrota
Do relacji Staszka Koniecznego z rejsu Oriona do Bremerhaven, należy dodać, że jacht Orion uczestniczący w ubiegłorocznym Zlocie Oldtimerów w Bremerhaven, nie tylko wzbudził duże zainteresowanie i podziw wśród zwiedzających, lecz został także wyróżniony przez Organizatorów Zlotu, poprzez umieszczenie jego zdjęcia na pierwszej pozycji, spośród ponad stu czterdziestu jachtów i żaglowców, na stronie internetowej, informującej o uczestnikach. Niewątpliwie wyrazem najwyższego uznania, jest umieszczenie wizerunku Oriona na honorowym miejscu w tak prestiżowej, międzynarodowej „imprezie”, jaką jest „Sail Bremerhaven”, przynosząc zaszczyt i chlubę naszemu Klubowi.
Zdjęcie Oriona pod spinakerem autorstwa Jacka Kaszubowskiego, zostało przesłane organizatorom wraz ze zgłoszeniem uczestnictwa w Zlocie.
Link http://www.bremerhaven.de/meer-erleben/sail-bremerhaven/sail-2010/segelschiffe.24914.html
Relacja z rejsu
Na spotkaniu posylwestrowym 2010 Zbyszek proponuje 3 tygodniowy rejs do Bremerhaven na zlot starych żaglowców, który odbywa się w cyklach pięcioletnich. Oficjalne zaproszenie już było w klubie a więc postanawiamy, że płyniemy. Kapitan już jest i załogę skompletuje. Termin to druga połowa sierpnia i początek września. Prace remontowe podporządkowane są rejsowi i trwają planowo do końca kwietnia. Całe lato regacimy się i pływamy po Zatoce szlakami praojców by cały urlop móc poświęcić na rejs.
W sierpniu na liście załogi znaleźli się:
Kapitan – Zbyszek
I of. – Staszek
II of. – Leszek
III of – Marian
załoga:
– Maciej
– Waldek
– Roman
– i Renata do Hamburga
Niedziela 15.08.2010
Startujemy z Gdyni o 0900 przy upalnej pogodzie. Połowa sierpnia to czas pierwszych sztormów po upalnym lecie i potwierdzają tą regułę prognozy zwiastujące lokalne burze. I tak ma być za Władkiem. Szczęśliwie prognozy często się nie sprawdzają.
A jednak koło północy grzmoty i błyskawice budzą śpiące podwachty ze snu. Burza dogoniła Oriona i otarła się o naszą pozycję swoim krańcem strasząc jedynie. Po czym tradycyjny brak wiatru , który nad ranem ruszył rześko z NE 4-5 B. Nic lepszego nie mogło spotkać załogi w pierwszej dobie rejsu: pełne żagle i baksztagiem prosto na południowy cypel Bornholmu.
Poniedziałek 16. 08. 2010
Przedpołudnie jeszcze trochę mgliste z nadzieją na poprawę, którą dawały przebłyski promieni słonecznych. Od południa nastąpiło pełne rozpogodzenie, ciepły wiatr z NE i wyspa już niedaleko. Humory załogi jeszcze lepsze i to przełożyło się na pomysły:
co na obiad? – oczywiście wszystko świeże bo puszki zostawiamy na koniec.
W trakcie obiadu mamy odwiedziny dwóch ptaszków o posturze wróbla, które gościły do wieczora.
Cały dzień pełne żagle i silny wiatr dały w efekcie pęknięcie bloczka obciągacza bomu o wytrzymałości do 2 ton.
Przy zachodzącym słońcu nagle od strony rufy ukazały się wypiętrzone groźnie wyglądające chmury ale przeszły za rufą.
Wtorek 17. 08.2010
Na początku „psiej wachty” żegluga przy rozgwieżdżonym niebie, pełnym księżycu i spadających gwiazdach a Bornholm widoczny jak na dłoni po prawej burcie. I tak do 0300 gdy gwiazdy i wyspa zostały zasłonięte chmurami a horyzont ze wszystkich stron zaczęły rozświetlać błyskawice po których odzywały się grzmoty po czym ogarniały nas ciemności choć oko wykol.
Choć nic nie widać to czuć, że , „coś” wisi w powietrzu tylko z której strony nadejdzie?
Dopiero po dłuższym czasie spadły pierwsze krople i systematycznie stawały się gęstsze i większe. Nietypowa sytuacja trzymała nas w napięciu bez wiatru do rana kiedy to zamiast spodziewanego szkwału przyszedł wiatr systematycznie rosnący. W południe dmuchała
pełna 6 B. Wieczorem niespodziewanie osłabło i wyszło słoneczko a humory wróciły. Załoga zajęła się suszeniem ubrań a ja postanowiłem ugościć wszystkich słynnymi już z innych rejsów omletami a’la ORION. Bez wyjątków zawsze one smakują wybornie.
Po kolacji wiatr osłabł do zera tak, że ARKONĘ mijaliśmy na silniku tzn. na dużych obrotach i małej prędkości z powodu niedobranej śruby napędowej.
Środa 18.08. 2010
Od wczesnego rana wiatr ponownie systematycznie narastał i po śniadaniu ustabilizował się na 5-6 B z SW czyli od wyspy Fehmarn, którą musimy minąć dość blisko. W południe decyzja o refowaniu i na ten czas włączamy silnik by wspomóc sterowanie. Po kilku minutach silnik gaśnie i za żadne skarby nie daje się uruchomić. Kołyszemy się na sporej fali w zatoce Falster w pobliżu latarni Gedser. Na szczęście wiatr jest odpychający od lądu i mielizn przy Gedser. W tym czasie Zbyszek z Maciejem szukają przyczyny awarii silnika. Dopiero po dwóch godzinach okazało się, że to brud w paliwie całkowicie zatkał przewód i zablokował dopływ paliwa.
Późnym popołudniem przy słabnącym wietrze kontynuujemy żeglugę i chwalimy Pana Boga, że dopuścił do tej awarii dzisiaj a nie nazajutrz w czasie manewrów na śluzie w Kiloni.
Czwartek i piątek 19-20 08.2010
Od rana – czwartek zbiega na mozolnym halsowaniu pod wiatr trasą nad Fehmarn w towarzystwie kontenerowców i promów przy dość silnym wietrze. Fala w Zat. Kilońskiej jest stosunkowo wysoka i stroma co w połączeniu z wiatrem z SW skutecznie utrudnia minięcie wyspy i osiągnięcie celu: zat. Kilońskiej. Dopiero po kolacji wiatr zaczął systematycznie siadać i jednocześnie zmieniać kierunek na W i można było na pełnych żaglach ustalić kurs na Racon KIEL, który udało się minąć w piątek o 0115 a o 0500 dopłynęliśmy pod śluzę w Holtenau. Kanał Kiloński jest czynny tylko w godzinach od 0800 do 2100. Poza tymi godzinami albo na kanał nie ma się dostępu albo trzeba się zatrzymać na najbliższym miejscu przeznaczonym do cumowania. Tak więc o 0800 wyruszamy na drugą stronę kanału do śluzy w Brunsbitel i na ostatnią minutę o 2050 cumujemy w marinie. Tak długi czas pokonywania kanału zawdzięczamy małej prędkości osiąganej przez ORIONA dzięki niedobranej śrubie. Dowodem tego stanu rzeczy był fakt, że wszystkie jachty i małe i duże startujące za nami szybko oglądaliśmy przed dziobem a następnie ginęły w oddali. Mimo to jeszcze tej nocy po 5 dniach żeglugi mogliśmy skorzystać z pryszniców i wyspać się na cumach w marinie.
Sobota i niedziela 21-22.08.2010
O 0530 pobudka, oddajemy cumy i podążamy pod śluzę wcześniej umówieni z dyspozytorem śluzy przy pomocy UKF-ki. Zapora otwiera się natychmiast i jako jedyny statek wychodzimy z kanału kilońskiego na Elbę w kierunku Hamburga.
Ten dzionek rozpoczęty wcześnie spędziliśmy przy pięknej pogodzie, korzystnym wietrze i prądzie pływowym na czele innych jachtów próbujących nas dogonić. Orion w takich warunkach nie jest łatwym łupem. Płynąc od boi do boi na godzinę
1400 meldujemy się w Hamburgu. Przy dochodzeniu do pomostu przeciwnikiem okazał się być już niekorzystny prąd. W sobotę o tej porze miejsce postoju znaleźliśmy przy pomoście na zewnątrz, narażeni na ciągłe dociskające falowanie pochodzące od niezwykłego ruchu przede wszystkim tramwajów wodnych. Takie są prawa sierpniowego weekendu. Wieczorem było zwiedzanie Hamburga wokół
portu. Już z miejsca cumowania zauważyliśmy, że od ostatniego pobytu przybyło kilka nowoczesnych budynków. Pobliski most i droga przelotowa były w trakcie kompletnej modernizacji. Jedynie jak niektórzy zauważyli – na St. Pauli obyło się bez większych
zmian. W niedzielę w dalszym ciągu zwiedzamy miasto m. in. Ratusz. Po południu Renata zgodnie z planem wraca do Polski autobusem. Wieczorem barometr zaczął szybko spadać, pojawiły się ciężkie ołowiane chmury z których lunął deszcz. Wcześnie rano planujemy wyjście na Helgoland a na razie idziemy do koi.
Poniedziałek i wtorek 23 i 24 08. 2010
Pobudka o godzinie 0400 , w dalszym ciągu na zewnątrz króluje deszcz i wiatr. Nie dajemy za wygraną, wychodzimy na Helgoland.
W południe mijaliśmy Cuxhaven. Las masztów w marinie zachęcał do wejścia chociaż na parę godzin. W końcu z UKF usłyszeliśmy zapowiadane na popołudnie 9- 10 B i to skłoniło ostatecznie do wejścia aby się do rana wysuszyć. W południe we wtorek przy prognozie o malejącym wietrze do 6B i z wysoką wodą wychodzimy w kierunku na Helgoland.
Za główkami refowanie grota a na sztagu tylko mały kliwer. Szybko oddalamy się od portu popychani przez korzystny prąd. Mimo zapowiadanego zelżenia wiatru wprost przeciwnie rośnie. Słońce szybko zostało przykryte coraz ciemniejszymi chmurami a przed dziobem wzdłuż całego horyzontu nagle wyłonił się wyjątkowy zwał chmur. Nie było już na co czekać, pada decyzja: wracamy do portu, którego już nie widać. Później okazało się, że była to trafna decyzja bo w BREMERHAVEN oczekujący nas przyjaciele martwili się o nasz los i zgłosili to na policji . Tym czasem w chwilę po zwrocie powiało szkwałem o sile pełnej 10B i zaraz lunął ulewny deszcz wygładzając powierzchnię wody. Po ok. 1 godzinie szkwał zelżał do stałego wiatru o sile 8B a na horyzoncie ukazały się światła Couxhaven i wówczas ORION mozolnie pod silnikiem i początkowo sztormowym fokiem ale pod przeciwny prąd niósł załogę do przystani. Do mariny weszliśmy około północy.
Środa 25.08.2010
Rankiem w dalszym ciągu wiatr na wantach gra. W Cuxhaven stoi się bardzo wygodnie. Są bardzo przyzwoite pływające pomosty i klub żeglarski z dostępnym zapleczem socjalnym. Są też rowery do wykorzystania by dotrzeć do miasta i przywieść zakupy. Wywieszona prognoza obiecuje spadek do 6B na godzinę 2000. Wobec tego do 1600 bawimy w mieście podziwiając porządek na ulicach i wystawy. Wieczorem ruszamy w drogę ale oto zmiana planów. Już nie na Helgoland bo nie ma czasu tylko do celu do Bremerhaven na zlot żaglowców. Przez całą noc halsujemy przez farwater między bojami oznaczającymi mielizny no i na szczęście pod słabnący prąd pływowy. Żeglugę a konkretnie halsowanie bardzo skutecznie utrudniają nam statki płynące jeden za drugim bądź na kanał lub do Hamburga bądź na zachód na Morze Północne. Wąska rynna między mieliznami i zmiennymi głębokościami na skutek pływów jest
jedyną możliwą trasą z E na W lub odwrotnie.
Czwartek 26.08.2010
Po północy wiatr nieco słabnie no i oczywiście zmienia się na S bo my właśnie też zaczynamy schodzić na południe do Bremerhaven. Trzeba tu sterować precyzyjnie i uważnie bo między mieliznami jest wyznaczone przejście z którego nie można zboczyć na przysłowiowy metr ponieważ głębokości są zmienne. Nad ranem mamy korzystny prąd i zarysy portu zaczynają rosnąć w oczach. Na tle portu wyraźnie widać przesuwające się żaglowce. Czyżby to była parada?, niemożliwe przecież jesteśmy spóźnieni ponad
dobę. Później dowiedzieliśmy się że jachty woziły chętnych turystów. Zaczynamy szukać miejsca na postój a tu nikt z obsługi zlotu jak to było w Petersburgu nie podpływa by nam je wzkazać. Po kilku okrążeniach spostrzegamy śluzę a za nią las masztów, bierzemy kurs na śluzę. Manewrujemy w oczekiwaniu na sygnał otwarcia bramy i nieoczekiwanie spostrzegamy dwie postacie na kei wyraźnie kiwające w naszym kierunku. Rozpoznajemy Zosię i Romana – żeglarzy z GRYFU mieszkających w Niemczech – którzy czekają tu na Oriona od trzech dni i będąc zaniepokojeni właśnie to oni zawiadomili policję o naszej nieobecności. Serdecznie ucieszyli się naszym przybyciem bo już stracili nadzieję na spotkanie. Od tego momentu byli naszymi nieocenionymi gośćmi do końca zlotu.
Przy opuszczaniu śluzy nieopatrznie otarliśmy się wantą o wystającą poza obrys burty reję żaglowca stojącego obok. W rezultacie został uszkodzony saling i burta. Niestety przed powrotem trzeba będzie wykonać prace szkutnicze. Wszystkie miejsca w porcie wewnętrznym Bremerhavwen są obstawione żaglowcami i jachtami. Pochodzą z całej Europy są też z Ameryki i Indonezji. Z Polski przypłynęły: ISKRA, POGORIA, DAR SZCZECINA i DAR MŁODZIEŻY. Widać, że impreza odbywająca się co 5 lat już okrzepła i ma swoich stałych uczestników. Znaleźliśmy tymczasowe miejsce postoju (jutro opiekun wskaże nam stałe) i z miejsca ORION
wzbudził zainteresowanie. Pewna Pani żeglarka obiecała nawet, że nazajutrz przyniesie informację o historii dwóch starych jachtów, z których jeden może okazać się naszym ORIONEM. Wieczór spędzamy wśród tłumów ciekawskich chodząc po nabrzeżach.
Opisu piękna różnych pływających konstrukcji nie podejmuję się, bo zrobi to za mnie kamera.
Piątek 27.08.2010
Rano odwiedza nas nieoceniony Roman z Zosią. Deszcz i wiatr zacinał niemiłosiernie więc przedpołudnie spędzamy na jachcie popijając kawę. Na chwilę przestało padać i Roman pomógł przywieść paliwo na powrót jako że w sobotę rano planujemy wracać.
Po południu goście wyjeżdżają do domu, my zaś robimy przygotowania do wyjścia. Przede wszystkim naprawy wymaga burta, którą doprowadza do porządku Zbyszek z Maćkiem a salingiem zajął się Leszek. Pozostali pomagają i tu i tam. Prace naprawcze spowodowały opóźnione wyjście na kolację dla załóg na rynku. Po przybyciu zastaliśmy tylko niedobitki załóg i szklankę piwa a bony na jedzenie zostawiliśmy na pamiątkę. Powróciliśmy wobec tego na pokład ORIONA i siłami własnymi (głównie Maćka) została sporządzona własna kolacja a po toastach czekaliśmy w kojach rana by wyruszyć w drogę powrotną.
Sobota 28.08 2010
Rano stan pogody jeszcze gorszy niż poprzednio. Szkwały i deszcz na przemian. Mimo wszystko chcemy wychodzić ale obsługa mostu podnoszonego ma swoje procedury i dzisiaj nie ma w planie podnoszenia. Odpowiedź brzmi: najbliższy termin otwarcia
mostu w niedzielę o 0900. Czujemy się jak aresztowani i bezsilni. Może przynajmniej w końcu się wypada i wydmucha, przynajmniej taką mamy prognozę z internetu od przyjaciół w Polsce. Załoga rozchodzi się: jedni na ostatnie zakupy a drudzy do ZOO i do muzeum. I tak czas minął do wieczora. Późnym wieczorem pokazały się gwiazdy a w mesie ostatnia kolacja w Bremerhaven zakończona kilkoma drinkami i do koi.
Niedziela i poniedziałek 29 i 30. 08. 2010
Punktualnie o 0900 otwierają nam most wewnętrzny ale w porcie zostajemy do 1500 czekając na wysoką wodę, która będzie o 1700. W ulewnym deszczu i przy nieco słabnącym wietrze wchodzimy do śluzy tym razem bez przygód.Za to otrzymujemy od kapitana żaglowca przeprosiny za poprzednie kolizyjne spotkanie w trym samym miejscu. Cały wieczór towarzyszą nam na przemian ulewy i przebłyski słońca oraz szkwały. W tej żegludze jedynie prąd jest dla nas łaskawy i niesie nas za darmo i w kierunku. W nocy wiatr zaaplikował nam żużel na wąskim farwaterze i dzięki temu szybko minęliśmy Couxhaven a po „chwili” wpłynęliśmy w Holtenau do śluzy. Kanał Kiloński forsowaliśmy cały dzień pod wiatr i przelotnych opadach do 2100. W drodze amatorzy rowerzyści wyprzedzali nas niejednokrotnie. Tak to zwykle bywa gdy ORION płynie na silniku pod wiatr. Jeszcze tego samego dnia około północy wchodzimy na zat. Kilońską i bierzemy kurs tym razem pod Fehmarn.
Wtorek 31.08 2010
Do rana idziemy zrefowani a już pod mostem nagle wiatr osłabł do tego stopnia, że stawiamy bigboy’a. Do końca dnia w pełnym słońcu i korzystnym wietrze robimy rekordowy przebieg dobowy – 105 Mm. Postanawiamy więc zastąpić niesmak po niezrealizowaniu
wejścia na Helgoland wpłynięciem na BORNHOLM.
Środa 01.09.2010
Do późnej nocy przy wietrze NW 2-3 B i pełnym słońcu idziemy kursem na Bornholm. Atrakcją dnia był obiad zrobiony przez II wachtę Mariana i Maćka- godny pochwały i zapisowi w dzienniku. Poprzednie też były dobre ale wspomniany to:
kasza gryczana, sos beszamelowy (wg własnego przepisu) z cebulką, szynka podsmażana i buraczki. Po biesiadzie załoga wyległa na pokład pić kawę i wypatrywać wyspy, która powinna się ukazać w każdej chwili. O zmierzchu dnia weszliśmy do Ronne i zacumowaliśmy przy starej kuźni. Zdążyliśmy jeszcze pod prysznice po czym herbatka z prądem poprzedziła spokojny sen do rana.
Czwartek 02.09.2010
Po śniadaniu w postaci jajecznicy i sałatki z sardynek w wykonaniu Maćka ruszamy na miasto zobaczyć zmiany po kilku latach nieobecności. Żadnych wieżowców nie pobudowano. Ronne trzyma swój styl: małe z czerwonej cegły domki od lat takie same. Wiele domków po remoncie wyglądają jak nowe i często są wystawione na sprzedaż. Po południu po powrocie na jacht czeka nas niespodzianka. Leszek II of. postarał się o porcję świeżego mięsa w rodzaju szynki no i była biesiada na zakończenie pobytu na wyspie. Późnym popołudniem wyruszamy do macierzystego portu do Gdyni. Do północy osiągamy połud.-wschodni kraniec Bornholmu pod spinakerem.
Piątek 03.09.2010
Zaraz po północy powiało 5-tką z N. Tym razem to dobry kierunek i wszyscy już myślą o rychłym powrocie. Nad ranem notujemy w dzienniku 6 B a radio Słupsk zapowiada 8 i burze na 12 następnych godzin. To nic – będziemy w domu jeszcze szybciej. Na płytkiej wodzie ławicy Słupskiej niektóre wysokie fale załamują się. Mając fale z baksztagu ORION bierze je na sucho z prędkością 6-7 węzłów.
Sobota 04.09.2010
Prognoza sprawdza się bo pod Rozewiem wiatr siada do 2B jednak fala jest wysoka i jacht jest w stanie z pomocą silnika płynąć zaledwie 2 węzły. Teraz już wiadomo, że na regaty do Władysławowa już nie zdążymy tym bardziej ,że resztę paliwa zostawiamy na manewry portowe a wzdłuż Helu ciągniemy się jak ślimaki. Wieczorem na redzie Gdyni spotykamy płynące w regatach do Władkowa- jachty klubowe. Po chwili wchodzimy do mariny i tym sposobem kończymy kolejny udany rejs
starym ORIONEM zaliczając 1143 Mm w 244 h na żaglach i 103 h na silniku oraz 181 h postoju w portach.
Powyższe spisał na żywo w trakcie rejsu aby podzielić się wspomnieniami z innymi na
bieżąco i po latach Staszek Konieczny.
Orion na stronie zlotu:
Link http://www.bremerhaven.de/meer-erleben/sail-bremerhaven/sail-2010/segelschiffe.24914.html
oraz obraz strony