Renata Loska – 2008 Orionem do Göteborga
Sprzeczali się już kilka godzin.
Eol wysunął się z cirrusa, westchnął: każdemu należy się odpoczynek, ale… wiać musi!
Na Zatoce w słoneczne, niedzielne popołudnie zaroiło się od żagli.
Zerknął do środka: może by któryś z panów zechciał podmuchać? Jest dla kogo pracować.
Notos nie dawał za wygraną:
– A co z urlopem?
– Nic na to nie poradzę. Pracujecie: pan z Eurosem, potem Zefir i Boreasz. Żegnam.
I tyle go widzieli.
– Bawcie się dobrze! Pa! Pa! – Zefir zakręcił się i uciekł na wschód.
– Do zobaczenia – Boreasz wstał i ruszył na północ .
Notos podniósł się bez entuzjazmu.
– ‘Jest dla kogo pracować’ – akurat! Po Zatoce, to mogą się kręcić i bez nas…
– Patrz! -ożywił się Euros – PZ-83 oldtimer -idzie gdzieś dalej; tratwa na rufie!
– Wątpię – mruknął Notos i wyciągnął się leniwie – Dopłynęli do Helu… zamiast żeglowania obiadek: ziemniaczki, gołąbki. A my mamy pracować ‘dla nich’. Chyba sobie utnę drzemkę….
– Jak chcesz, sprawdzę co się dzieje –odparł Euros i delikatnie przywiał z zachodu.
Miałem rację – pomyślał. Ci z trawą wypłynęli za Hel. Warunki nie do pozazdroszczenia; od tej kłótni w chmurach rozbujało się morze. Huśtało na wszystkie strony, jedynie wachty czuwały przy sterze. Reszta załogi próbowała zasnąć pod pokładem, ale podrzucanie w kojach skutecznie wybijało ze snu. Chcieli bujania – to mają! Jak takie ‘dziobanie’ przetrwają – to potem zawsze będzie łatwo. Ciekawe dokąd płyną. Jak na Bornholm, to nie mogli gorzej trafić. Zakładają żagle, zrzucają, na niewiele się to przyda… na tym kursie nie będzie im ze mną łatwo. Nic dziwnego, że rusza ‘kataryna’. Co za łomot!
– Hej, nie śpij, twoja kolej! widzisz tych na dole? – potrząsnął Notosem.
– Jak ty im przywiejesz, to może zgaszą silnik: mam już dość tego klekotu.
Notos przeciągnął się, spojrzał rozespanym wzrokiem.
– Co, co się dzieje? A, to tylko ty… Dobra, już idę..
– Porozsuwam te deszczowe‘ kolumienki’. Nam tu deszczu nie trzeba – zdecydował Euros i ruszył do pracy.
Nastała noc, mijały godziny, na oldtimerze kolejne wachty wychodziły na pokład, ale Notos znowu przysnął i na próżno przymierzano różne żagle; bez ’diesel-grota’ nie zaszli by daleko. Leniwą żeglugę urozmaicały obserwacje. Na pełnym morzu jest na co patrzeć -f antastyczne chmury! Cierpliwość została nagrodzona: nareszcie wynurzył się Bornholm, nad ranem minęli tajemnicze Christianso, pojawiło się wybrzeże Szwecji i zaczęła się halsówka między Bornholmem a Szwecją.
Na szczęście wrócił Euros i zaczęła się ostra jazda.
– A cóż to? Regaty sobie urządzili? Tak bardzo im się spieszy? Jak horyzont się ‘piętrzy’ jest ’ciekawie’, ale jeżeli to dłuższy rejs, to powinni oszczędzać łódkę! Lepiej wolniej, ale stale do przodu- pomyślał – No, nareszcie zredukowali żagle.
Na prawej burcie pojawiło się bajkowo oświetlone Ystad, i ogromna, księżycowa pomarańcza nad ponurym brzegiem.
Nad ranem nawigator odnotował trawers Trelleborga, potem Bornholm został daleko za rufą, minęli Kullagrund. i podeszli pod Falsterbokanalen. Majestatyczne otwarcie mostu i… już są po drugiej stronie cypla –siekierki – świetny skrót w drodze do…. Kopenhagi?
– Już niedługo koniec mojej zmiany – Euros powoli zbierał się do wyjścia – A gdzie reszta?
– Cześć, Euros! co nowego? Jest Zefir? – jak na zawołanie wynurzył się Boreasz.
– Zefira ani śladu – odpowiedział chłodno Euros.
– Widzisz tego oltimera ORION: weszli w ten kanał między Danią i Szwecją za Falsterbokanalen- znowu maja pecha, bo chyba idą na północ. Czas na mnie. Miłego dnia.
Boreasz odprowadził wzrokiem Eurosa, dmuchnął bez entuzjazmu.
– Zefir pewnie goni po okolicy, jemu robota nigdy nie ucieknie – pomyślał.
Na oldtimerze z zaciekawieniem przyglądano się skalistym, szwedzkim brzegom. Powoli przesuwała się śrubowa wieża w Malmo, ‘rosły’ maszty słynnego mostu i las wiatraków. Nareszcie! Potężna konstrukcja Oresundsbron z pędzącymi ciężarówkami, pociągami za rufą! Minęli Pinhattan, Haken, Helsingor, Svinbaden. O, naleśniki smażą….
– Dobry pomysł, może by tak coś przekąsić? Zaraz wracam…- pomyślał Boreasz i zanurkował w cumulusa.
Za skalistym przylądkiem Kullen cierpliwie wypatrywano raconów: najpierw Fladden, potem Trubuduren, ale bez Boreasza znów musieli płynąć na silniku. Wynurzały się morświny i foki: powierzchnia morza tak gładka, że można przeglądać się w jak w lusterku.
Słoneczko dogrzewało, więc zaczęli doszczelniać pokład; od razu czas mija szybciej – przyjemne z pożytecznym.
– Panowie, co tu się dzieje?! Czy ktoś tu pracuje? Mam już dość tego warkotu – znienacka wpadł Euros..
– Jestem, jestem! – Boreasz wynurzył się z obłoku przełykając ostatnie kęsy świeżutkiego, atlantyckiego niżu….
– Jak dmuchniesz, to może zgaszą tą ‘katarynę’?
– Wejście do Goeteborga bez silnika? Niekoniecznie.. – ironicznie odparł Boreasz, ale Eurosa już nie było.
Na łódce szybko zmienili grota, jeszcze przejście Gaveskor, ale zanim silnik rzeczywiście zamilkł minęło… parę godzin.
Wejdą w kanał Gota ? – zastanawiał się Boreasz.
Nic podobnego. Zostawili łódkę w Lilla Bonnans Hamn i poszli zwiedzać miasto: tuż przy marinie gmach opery, kontrowersyjnej urody wieża, hotel Viking, niegdyś dumny żaglowiec. Wąskie uliczki starego miasta sąsiadują z nowoczesnymi szerokimi pasażami handlowymi prowadzącymi z życiodajnego morza do centrum.
Nie udało się pożyczyć rowerów, zresztą po stromych schodach prowadzących na wzgórza łatwiej było maszerować. Panorama miasta – imponująca, pogoda dopisała, dla tych widoków warto było się wspiąć. W ogromnej hali rybnej podziwiali owoce morza, ale w taki upał wybrali zupę – chłodnik czyli… lody z rumem. I można wychodzić z portu.
Niepostrzeżenie nadciągnął Zefir.
– Jest coś do zrobienia? – zapytał beztrosko.
– Jesteś nareszcie! Miłej pracy. – zawołał Boreasz – i zniknął.
– A więc dopadła mnie wachta – Zefir westchnął zrezygnowany.
Na oltimerze rzucili się do żagli: nareszcie sprzyjający wiatr!
Dość szybko zbliżyli się do racona Trubaduren, nawet blooper zakwitł na chwilę! Ale radość nie trwała długo.
Za Kullenvastra ciągle musieli uważać na żagle, tym bardziej, że znudzony Zefir zawołał Eurosa.
– Pomożesz?
– Chyba żartujesz! Ja? Tobie?! Zbudź Notosa – odparł krótko.
Niestety rozespany Notos jedynie… ziewał, więc razem ze wzdychającym Zefirem skutecznie… utrudniali żeglugę. ‘Nie ma tego złego…’- przed Helsingorem przy niemal bezwietrznej pogodzie żeglarzom udało się posprzątać łódkę: w ‘królewskiej’ marinie wypada godnie się prezentować. Trudno było o miejsce, więc przycumowali przy jakimś stateczku rybackim; swojsko jak … w Jastarni. Ciepły, miły wieczór, duńskie miasteczko z potężnym zamczyskiem.
Od rana narastał upał, na szczęście w komnatach zamku Hamleta było całkiem chłodno, a w kazamatach… ciemno. Jeszcze wyjście na platformę ze strzelistymi wieżami: świetny punkt widokowy i strategiczny, pełna kontrola morza i lądu. To dlatego zamek ma taaaakie grube mury. Zwiedzili gotycki kościół i… trzeba było tankować, bo ‘kataryna’ bez paliwa nie ruszy, a żagle zwisają bezużyteczne: Notos zamiast dmuchać ledwie wzdycha, nie – raczej chrapie… Zefir tylko na to czekał i… zwiał. Dobrze, że Kopenhaga już niedaleko.
Gęsto od jachtów, promów, poszarpana linia brzegowa wymaga szczególnie czujnej nawigacji. Nareszcie są na wejściu do mariny, zajęli miejsce i ruszyli zwiedzać miasto. Warto spacerować po stolicy Danii wieczorową porą: syrenka, podświetlone wody fontanny tracą sporo uroku w dziennym świetle, a AMERIGO VESPUCCI, – pięknego historycznego żaglowca, którego jeszcze w nocy podziwiali, nazajutrz w porcie nie było: odpłynął…
Ciepła, lipcowa noc. Nie ma to jak zaciszna marina, w której można odpocząć, bo na zwiedzanie miasta też trzeba kondycji. Bogata architektura, rozległy ogród botaniczny z kolekcją roślin tropikalnych, kaktusów, skalników… Ogromna królewska katedra cała wyłożona białym marmurem: ’Uwaga! nie dotykać!’ strażnik grozi palcem! Zmiana warty pod pałacem – czy ci żołnierze w tradycyjnych, futrzanych czapach mają zamontowaną klimatyzację? Jeśli nie, to… należą się wyrazy współczucia: jak na chłodną północ jest wyjątkowo ciepło – na termometrze +30! W centrum handlowym uliczne popisy zręcznościowe, teatralne, tłok, wrzawa, słońce praży niemiłosiernie, dość tego! Żegnaj przytulna marino, Kopenhago do widzenia!
Jaka ulga: znowu na wodzie! I od razu chłodniej.
Niemal jednocześnie obudził się Notos i wrócił Zefir.
Ale nie zamierzali się wysilać.
ORION wolniutko opływał Houvigen, z daleka wynurzyły się było dobrze znane wiatraki. Napatrzyli się na nie… Najpierw przed dziobem, potem długo, długo widać je było za rufą.
– A może by tak na zmianę? – zaproponował Notos. – Wrócę za chwilę – powiedział i przepadł.
Zefir nawet nie zdążył zaprotestować. – Co za bezczelność! Jak nie dmuchnął ze złości!
Na łódce zapanowało radosne ożywienie: może jeszcze zdążą na wieczorne otwarcie zwodzonego mostu? Ale mimo oburzenia Zefira wiatraki oddalały się zbyt wolno, światła naprowadzające na Falsterbokanalen dojrzeli dopiero przed zmrokiem, do kanału dotarli przed północą.
Przymusowe spanie ‘pod mostem’. Na otwarcie mostu musieli poczekać do świtu.
Zefir niecierpliwił się coraz bardziej.
– Też bym się poopalał w takim słoneczku!
Spojrzał na ORIONA.
– Mają szczęście, że tu jestem – zadowolony z siebie przywiał ‘troszeczkę’ – i niechcący wyrwał bloczek baksztagu. Gdyby nie refleks sternika cenny osprzęt wypadłby za burtę.
– Jeśli chcą minąć Bornholm od północy, to… przydałby się Notos?
– Pytałeś o mnie? Przecież jestem – Notos pojawił się tak szybko jak… zniknął. Tego już było za wiele. Zefir ze złości złapał za chmurę, porwał na strzępy i zwiał. Nastała cisza.
Opadły żagle, liczono jeszcze na wieczorną bryzę, ale daremnie. Gdyby nie silnik, nieprędko zobaczyliby światła Hammerodde. Na dodatek szerokie wodne korytarze co chwila przemierzały kutry, promy. Uwaga na statek! Trzeba zmienić kurs, a tu szkoda każdego węzła wyduszonego z silnika! Niesamowite – tym razem to ‘wycieczkowiec’ poczekał – widocznie mu się nie spieszyło.
Bez kołderki z chmur zrobiło się rześko. Ale za to pokazały się gwiazdy… Nie da się ich pomylić z nabieżnikami do Alinge – tylko gdzie one są? Precyzyjna nawigacja zawsze się opłaca, ale… skąd ten falochron! Na starych mapach go nie było… Ach, te stare mapy… Udało się wymanewrować, szczęśliwie wejść do pogrążonego we śnie portu. Dobrze, że żadnego z tych szybkich promów nie było w wąskim przejściu.
Urokliwe Allinge: malutki duński port. Wokół basenu charakterystyczne skromne domki wymalowane na czerwono, ciasne uliczki, ale w głębi wyspy jest więcej przestrzeni – nowoczesne wille otoczone zadbanymi ogródkami. Z nabrzeżnych skał widać port, kursujące promy, i jachty sunące na żaglach… czyżby zaczęło wiać?!
To wrócił Zefir; wystraszył się, że Eol wpadnie i zrobi awanturę za flautę…
Dmuchnął leciutko, potem z większa werwą.
– Jak tam ORION?
Ładnie sunie wzdłuż Bornholmu. Ma po drodze kilka portów – który wybierze? zastanawiał się – Czyżby Nexo?
Ten Bornholm nie jest wcale taki mały. Doskonała widoczność umożliwiała obserwacje, ale na kolejnych wachtach rosło zniecierpliwienie: sprawdzali pozycję, odległość od celu.
Wreszcie jest: nabieżnik, manewry portowe i…stanęli.
Nieopodal przystań promów pasażerskich: nad ranem pierwszy kolos przywiózł turystów z… Polski, z Kołobrzegu, z Gdańska; znajoma mowa w sklepikach, pasażach handlowych.
Nieliczni wycieczkowicze docierają do kamiennego kościółka, albo jeszcze dalej, wzdłuż skał porośniętych sosnowym lasem do starego nieczynnego basenu portowego i nad niewysoki odsłonięty klif porośnięty sosnowym laskiem z wrzosami, jałowcami. W parku przy porcie można obejrzeć drewniane figury zrobione przez litewskich rzeźbiarzy.
To ostatni port… Może jeszcze jakieś zakupy, upominki? Niekoniecznie. Wrócili na jacht; co słychać w polskim radiu? Rybacka prognoza pogody i …hejnał mariacki! Na Bornholmie! Do kraju coraz bliżej.
– Jak się pracuje? – słysząc Eola Zefir zerwał się natychmiast.
– Doobrze – odpowiedział niepewnie, dmuchnął przykładnie. I zaczęła się jazda!
– Przydałby się Notos albo Euros, bo niedługo będę przeszkadzać tym na dole, a mają jeszcze sporo do przejścia. – poskarżył się Eolowi.
Notos jakby wyczuł, co się święci – zjawił się dokładnie tuż za szefem, akurat gdy ORION podszedł pod polskie wybrzeże.
– Wszystko w porządku? – spytał spokojnie jak gdyby nigdy nic – Teraz moja kolej.
Zefir odwrócił się i odszedł bez słowa. Eol popatrzył ze zdziwieniem, ale Notos tylko wzruszył ramionami.
– No to do widzenia. – pożegnał się Eol. Pokłócili się? To ich sprawa – pomyślał.
Na oldtimerze wypatrywali dobrze znanych latarni: gdzie to Stilo? Ach, te polskie plaże.- fantastyczne, trzydziestometrowe wydmy – pustynia na skraju morza…
Nawet drobny deszcz nikogo nie martwił: nareszcie wieje! Trochę słabo, bo po odejściu szefa Notos od razu ‘zwolnił obroty’. Dobrze, że punktualnie wrócił Euros, elegancko rozwiał chmury, wysuszył pokład, a co najważniejsze – wiał od rufy… ‘Na motyla’ z blooperem byłoby szybciej, gdyby swobodny żagiel nie nawinął się na sztag…
Coraz bliżej końca, więc opróżnili kambuz i znowu sobie dogadzają. Wykwintne omlety, desery… Znajomy cypel na trawersie. Z wycieczkowego statku w kierunku ORIONA błysnęły flesze; nic dziwnego: na tle wyzłoconego zachodem słońca nieba taki jacht!
– A może przedłużyć im ten rejs? Tradycyjnie, za Helem…- zreflektował się Notos
– Słusznie, niech sobie jeszcze trochę pożeglują -odparł Euros i dmuchnęli zgodnie.
Niemal do północy halsowali przy dudniących odgłosach ‘beach party’, nad Gdynią rozbłysły sztuczne ognie, ale przy klarowaniu nie mieli czasu na oglądanie pokazu.
– Udał im się rejs, dopłynęli wszędzie tam, dokąd chcieli, chociaż niespecjalnie im pomagaliśmy – westchnął Euros i mruknął -. Ale niech sprawdzą ten silnik, bo jak naprawdę dostaniemy urlop, to… KONIEC
Rejs jachtu ORION 20.07.2008 – 2.08.2008
Przebyto 909 Mm.
Odwiedzane porty: Hel, Goteborg, Helsingor, Kopenhaga, Falsterbokanalen, Allinge, Nexo.
Zdjęcia: Roman Sypniewski, Renata Loska, Marian Wrzosek