62. Regaty GWG – relacja z pokładu jachtu „Aquila” – Czesław Perlicki
Wypatrywał człowiek te regaty i stało się. Aquila zwodowana – ze wsparciem wnuka Stasia zawsze gotowego do pomocy – w dzień startu w sobotę. Tu wspomnę ciepło Panów bosmanów wykonujących tę czynność profesjonalnie, szybko i z dużą życzliwością.
Załoga na pokładzie o 16:00. Pogoda w realu i prognozowana, milutka. Słoneczko jeszcze spogląda z za chmur. Więc w dobrych nastrojach sztaujemy osobisty dobytek załogi na nocne żeglowanie Danki, Ewy, Stasia i Mateusza no i mój. Odpowiedni zapas ciuchów, potwierdza doświadczenie żeglarskie pierwszej trójki. Ja przepytuję Mateusza, który po raz pierwszy żeglować będzie na Aquili, o Jego zabezpieczeniu nocnym. Ciepłe „ciuchy” pod dekiem gwarantują żeglarskie doznania z gwarancją osobistego ciepła. Od stóp po głowę.
Klar jachtu wykonany. Przyjazna nam załoga jachtu Orion, z „Gryfu” oferuje hol i dzięki temu wsparciu po kilku minutach na redzie basenu żeglarskiego stawiamy żagle.
Odnajdujemy motorówkę KR, położenie linii startu. Zaczynają się przedstartowe podchody.
Całe regaty GWG mają swój charakterystyczny klimat z lekkim niepokojem, może i obawami jego Uczestników? Gdyż zawsze dostarczały żeglarzom regat różnych niespodzianek. Długoletnia tradycja regat buduje również nasze żeglarskie nastroje.
Tu wspomnę moje cofnięcia się z za Helu na Zatokę na Brycie i Aquili.
Start! Odkładamy więc nastroje, gdyż start w GWG to pierwsza specyficzna cecha tych regat. Startujemy w grupach bez podziału na wielkość startujących jachtów. Jako że Aquila startuje w grupie jachtów przeliczanych w formule ORC, i o tej grupie mowa, która zebrała 28 jachtów na polu startowym, od 7-io metrowych do 16 a może więcej metrów. Każdy ma swoje predyspozycje startowe. Wybory to statek KR lub boja startowa, kąt natarcia wiatru na linię startu, jakie preferencje sygnalizują poszczególne jachty, ich wybory tworzące większe zgrupowanie jachtów, gdzie te duże i większe, a może i małe, można wyliczankę wydłużyć. Każdy regatowiec ma swoje preferencje w analizie przedstartowej z czego wynika decyzja startowa.
Ja wybrałem boję, gdyż z mojej oceny i wrażenia, będzie z tej lewej strony dużo luźniej. Było swobodnie do chwila 30’’ – 10” przed sygnałem. Sprężamy się do ostrzenia a tu po naszej nawietrznej dochodzą i mijają nas 2 jachty, i to bardzo duże. Przepłynęły jak pendolino, nam siedzących na Aquili wydłużyły się miny. Są już przed nami, ale okazało się że są na linii startu w chwili sygnału – to falstart.. Nam będącym swobodnym z przodu, a będąc w ich stożkach, ponosimy poważne straty prędkości i ostrości żeglugi. Szybka ucieczka na lewy hals, z czystym wiatrem, i wróciliśmy do ustabilizowanej żeglugi ze skorygowanym trymem ożaglowania. Wyglądało nieźle, prędkość zadowalała załogę. „Mkniemy”? na boję rozprowadzającą. Tylko jeszcze dwa manewry – ustępujemy „pospiesznemu”, to znaczy – Quanta na prawym halsie pomykała jak ten pociąg pośpieszny.
Po chwili na prawym żeglował żwawo, taki ładny jacht z wiosenną zielonością burt. Coś mnie pokusiło, że zamiast odpuścić i pójść za rufą, pomyślałem o przymierzeniu się z nim i położyłem Aquilę na prawy. „Zielony” dzisiaj wiem, że był to s/y Hultaj, miał nadwyżkę prędkości, i do tego zapasik ostrości nad nami. Efektem tego, to szybkie wyprzedzenie nas po nawietrznej. Tu przypomniały mnie się wszystkie przykazania regatowe wysłuchane i doświadczone.
Nic nie mówiąc wróciliśmy na nasz lewy hals, by spokojnie pożeglować dalej. To i boja rozprowadzająca znalazła się tuż a dalej żegluga w kierunku Helu. Rozbełtane wody Zatoki zmuszały do starannego prowadzenia jachtu, a zmienne co do siły i kierunku wiatry, dostarczały zajęcia dla załogi. Chylące się ku zachodowi słońce i zasypiający powolutku dzień, jednak szybciej niż to dotychczas na lądzie – odbieraliśmy to zjawisko z naszymi osobistymi skłonnościami do romantycznych widoków.
Modra woda z przebiciem zieleni i delikatną szarością zasypiającego dnia oraz rąbkiem słońca nad horyzontem, poruszył każdego żeglarza na naszym pokładzie. Dopowiem, że wiek nie miał żadnego znaczenia.
Na tym odcinku była też rywalizacja Aquili z dwoma jachtami bez rozpoznania ich nazw. Po naszej prawej znacznie niżej żeglowały również dwa, ale rozpoznane. Były to Polled 2 i Zoltar, z tym drugim łączą mnie żeglarskie emocje z 2017 roku.
Z odległości ocenialiśmy, że żeglują dużo szybciej niż Aquila. Widoczna była prędkość Zoltara, który po złożeniu się za Helem na prawy, był przed Polledem.
Nadeszła oczekiwana chwila, gdy osiągnęliśmy wysokość pozwalającą na zwrot na prawy hals z kursem na Wła. Była to żegluga bardzo trudna, nie tylko z powodu ciemności, ale też większego wielokierunkowego zafalowania. Siła wiatru jako kolejna składowa naszych żeglugowych parametrów, wzrosła do wielkości zapewniającej dobrą prędkość Aquili z postawionym podstawowym ożaglowaniem na wiatr. Ku naszemu zdziwieniu, były też chwile z 6 węzłową prędkością, które zachęcały załogę do aktywnego balastowania. Siedzą wszyscy dzielnie, wsparci o nadbudówkę. Tak żeglując osiągamy Wła o godzinie 00:12.
Miękki zwrot przez rufę i na lewym halsie żeglujemy wzdłuż Helu. Nie zastanawiamy się długo – stawiamy nasz „cody zero”. Staś zadowolony że może uruchomić dziobowy bom genakera. Sprawnie stawia ten żagiel, nieduży o 22 m², poważniej wygląda jednak przy naszej 10 m² genui, przy tym jest sprawniejszym żaglem na kursie pełniejszego bejdewindu o sile wiatru poniżej średniej do około 12 węzłów. Załoga wyżywa się regatowo. Żeglujemy aktywnie na całej długości Półwyspu. Danka pilnuje naszej skłonności zbliżania się do brzegu. Powód, trochę za ostry bejdewind. Żeglugę naszą wpomagają widziane przed dziobem światełka rufowe. Wykorzystuję widziane przeze mnie dwa białe. Jedno nad drugim, masztowe i na pokładzie. Gdzieś tam za Jastarnią osiągamy jego trawers z naszej lewej burty.
Jacht płynący na prawym halsie, kontrkursem do naszego kierunku, zmusza nas do ustąpienia przez odpadanie. Chwilowa nasza strata. „Dwa białe światła” -użyję indiańskiej tradycji nazewniczej – korzysta na naszych manewrach. Widzimy jego światła gdzieś na „10:30”. Myślimy już o minięciu cypla Półwyspu. Górka Szwedów już za trawersem więc tylko rozpoznanie świateł, które nam Zatoka pokazała, sprawdzenie przez Dankę naszej pozycji i odpadamy, aby położyć się na kurs ku Gdyni.
Otwarta Zatoka ożywiła całą załogę. Widzimy kilka rufowych świateł jachtów.
„Dwa białe światła” korzysta z naszych manewrów, które nas spowalniają i nas dogania. Wiatr słabnie, nasz „cody” pracuje, więc powolutku się oddalamy od naszego „Indianina”. Z kilku wspomnianych świateł rozpoznaję po lewej Nauticusa. Gdy mielismy go już na widelcu gdzieś na „8:00” po lewej, wiatr przypomniał nam, że on tu rządzi. Więc prawie na wyciągnięcie ręki ku mecie, wiaterek już słaby, ucieka i kieruje się w lewo. Cóż nam zostało jak szybka zmiana przedniego żagla. Stawiamy genuę, „cody” wrzucamy pod pokład. Powolutku ruszamy ku mecie. Mijamy ją po wcześniejszym zgłoszeniu się u KR. Była godzina 6:12. Gwoli prawdzie Nauticus był przed nami, zgodnie z porządkiem, że większy musi być przed małym, żartuję sobie już przy biurku, pisząc te wspomnienia. Myślę sobie też, że szybsze rozpoznanie zmiany wiatru, mogłoby zapobiec stracie. To już jednak zostawię na jesienno-zimowe żeglarskie pogadanie.
Radocha załogi na mecie była duża. Pozostało w naszej pamięci udane żeglowanie. Może żeglarsko oceniając nie trudne ale widziane z pozycji regatowej, wymagało współdziałania załogi, i zachowanie czujności przez każdego z będących na pokładzie Aquili, gdyż warunki meteo na to pozwalały, a zachęcały obciążające nas, regatowe obowiązki.
Mnie te regaty zachęciły do korekty moich maksym. Pierwsza o moim żeglarstwie, jako przedwojennym, druga brzmi ewangelicznie, a dosłownie mówi – „ten komu dane jest żeglowanie, już swoją nagrodę otrzymał”.
Tu muszę uzupełnić stwierdzeniem, że miłe i wzruszające było wywołanie załogi Aquili przed kompanię regatowej braci, po odczytaniu wyników regat.
Dodam ,że szczególnie naszej Załodze dobrze smakowały pierogi serwowane tradycyjnie przez Organizatorów na zakończenie regat Gdy-Wła-Gdy.