Regaty 85-lecia w 2013 roku
Zakończyły się drugie już regaty rocznicowe (pierwsze odbyły się 5 lat temu). Trasa ambitna w założeniach, 251 mil (drugie co do długości regaty morskie w Polsce). Trasa przy tym dość trudna, bo okrążanie Półwyspu Helskiego w nocy zawsze rodzi problemy taktyczne.
Zgłosiło się do regat 12 jachtów, i tyle jachtów wystartowało. Dwa jachty ścigały się w grupie OPEN, czyli bez przeliczeń, pięć jachtów w grupie drugiej KWR, pięć w grupie pierwszej KWR. Dodatkowo była prowadzona klasyfikacja równoległa dla jachtów mających świadectwo ORC, i jeszcze dodatkowo klasyfikacja żeglarzy samotnych, przeliczanych wg KWR.
Już przed startem analizowana była propozycja skrócenia trasy, ze względu na fatalne prognozy, czyli brak wiatru.
Start nastąpił punktualnie, czyli o godzinie 19:00. Już na boi rozprowadzającej część jachtów stanęła na chwilę z powodu braku wiatru. Potem wszyscy ruszyli, część pod spinakerami i do Helu było jeszcze dobrze. W nocy wiatr ścichł, jachty dryfowały na silnym prądzie do tyłu, jachty bardziej z przodu, szybsze i lżejsze, korzystały z resztek podmuchów. Nastąpiły pierwsze przetasowania, niektóre jachty mijały się kilka razy w ciągu nocy płynąc na spokojnej wodzie z minimalną prędkością.
Rano sytuacja niewiele się poprawiała, część jachtów była za Jastarnią, część w okolicach Helu. Widać było, a raczej słychać w UKF-kach, zniechęcenie załóg i czarny humor. Po naradzie, po analizie prognoz, po zgodzie wszystkich skiperów, komisja regatowa podjęła decyzję o zmianie trasy. Nową „boją zwrotną” stał się zespół platform Petrobalticu. Skracało to trasę regat o 100 mil, ale rodziło nowy problem: okrążanie platform bez naruszenia pasa ochronnego o promieniu 2,5 mili.
Ale na razie był piątek, około południa, wiatr cały czas słaby, zmienny, kręcący. Tym niemniej kilka jachtów wyraźnie odskoczyło. Zacięty pojedynek na spinakery prowadziły ze sobą Słoni i Czarodziejka, przez kilka godzin idące łeb w łeb, doganiające powoli będącego na czele Polleda i uciekające przed zaciętą grupą pościgową w postaci Blues in A, Resumee i Quick Livenera. Zwłaszcza Resumee budził nasz podziw, samotnie walczący na spinakerze, i to skutecznie walczący. Z tyłu sytuacja wyglądała gorzej, jachty pod Helem, za Helem, cofające się na prądzie i bez wiatru, potem ruszające do przodu. Wieczór przyniósł pewną stabilizację wiatru i wzrost jego siły. Czołówka ruszyła, pierwszy „na orbitę” wokół platform wszedł Polled, niedaleko za nim Słoni i też niedaleko za Słonim – Czarodziejka. Pod spinakerem, początkowo na pełnym fordewindzie, trzymając w garści GPS-a albo wpatrując się w ekran plotera, załogi prowadziły swoje jachty po okręgu, płynąc coraz szybciej, w nocy, w coraz silniejszym wietrze. Wyglądało to fantastycznie z pokładu Czarodziejki: mocno oświetlona platforma cały czas na lewym trawersie, a w lewo przed dziobem dwa światła konkurentów, idących jak po sznurku. I tak ponad godzinę. Była to naprawdę bardzo duża „boja zwrotna”!
W pewnym momencie spinakery trzeba było zrzucić, a po kolejnych minutach wiatr wyrzucał jachty z „orbity”. Zaczęła się halsówka, która podzieliła stawkę. Koncepcje były różne, część jachtów szła pod brzeg, część w morze, a część środkiem. Pozostałe jachty po kolei wchodziły na orbitę i z niej schodziły, mówiąc o tym przez radio. W ogóle te regaty były radiowo mocno przegadane. Jakość łączności stała się miernikiem odległości między jachtami „tego już nie słychać, znaczy uciekliśmy mu”. Albo odwrotnie… 😉 Świt przyniósł silniejszy wiatr, kilka jachtów nawet się zarefowało. Dla nas fantastyczna żegluga na fali i pod wiatr (było cudownie po wcześniejszej ciszy) skończyła się nagle, gdy strzelił fał grota. Zmusiło to nas do zastosowania fału zastępczego, na którym grot musiał być zarefowany. Do tego fał ten okręcił się na maszcie wokół lamp co w ogóle skomplikowało sytuację. Ale po chwili Krzysztof po prostu wszedł na maszt do salingu, odplątał fał i zaraz potem grot już stał. Mniejszy o jeden ref, ale stał i pracował!
Radość z silniejszego wiatru nie trwała długo. Wszelkie kalkulacje, oceny pozycji w stosunku do jachtów ujrzanych w świetle dziennym wzięły w łeb, gdy wiatr ścichł, a potem mocno odkręcił. Komu, jak i gdzie odkręcił, jak należało płynąć, może być tematem dyskusji w długie wieczory. Warunki były bardzo zmienne, jachty bardzo blisko siebie płynęły często zupełnie różnymi kursami. Drugi świt, drugi poranek, drugie południe. Widok Rozewia, potem Władysławowa. Widok konkurencji, przed dziobem i za rufą, podrywał załogi do dalszej walki. Kolejny zacięty pojedynek, dłuuugi, wielomilowy i wielogodzinny pojedynek na spinakery stoczyły Orion i Czarodziejka. Zaczęło się przed Jastarnią a skończyło dopiero przed metą, gdy wiatr znów ścichł i zaczął bardzo mocno kręcić. Zresztą, po drodze też kręcił i cichł nawet do zera. Ale trafiły się momenty, gdy przywiało naprawdę konkretnie a log pokazał 7 węzłów Część jachtów halsowała na tej samej trasie pod wiatr, a kolejna część halsowała z wiatrem. Albo i bez wiatru.
Pierwszy na mecie pojawił się Polled, o godzinie 16:18 w sobotę. Ostatnim jachtem, który wszedł na metę była Andromeda (z podartym grotem), było to już w niedzielę, o godzinie 6:58 rano.
Całe regaty wymagały ciągłej czujności, szukania wiatru, prowadzenia spinakerów przez brasy lekkowiatrowe, ciągłych manewrów, przebrasowań, zwrotów, stawiania i zrzucania spinakera czy genakera.
Co ciekawe, wszystkim z którymi rozmawiałem, się podobało. Jak widać ściganci, także amatorzy, to specyficzna grupa żeglarzy.
Satysfakcja z przepłynięcia trasy duża, a zmęczenie nie mniejsze.
Relację z pokładu Czarodziejki napisał Tomasz Konnak.
Znani autorzy zdjęć w galerii to Bronisław Kuśnierz, Renata Loska i Piotr Gryko. Zdjęcia robił jeszcze ktoś, ale niestety, nie wiemy kto.