54 Regaty GWG 2013 – relacja z pokładu „Jaricho”
Były to bardzo fajne regaty pełne zwrotów akcji i wymagające niezłej taktyki i zrozumienia lokalnych warunków pogodowo – prądowych, ale od początku.
Start lekko skopaliśmy (z założenia) stwierdziliśmy, że nie ma się co cisnąć na starcie, na którym stanęło ponad 30 jachtów, bo na tak długim wyścigu te kilka minut straty nie ma znaczenia. Błąd jak się potem okazało, była szansa na drugie miejsce w KWR, a tak Pallas nas przeliczył.
Po starcie poszliśmy prawym halsem aż pod Jastarnię. Wiało ładnie tak 10 – 12 knt prosto od Helu, ale taki wiatr najbardziej lubimy, wiec zadowoleni powolutku łykaliśmy kolejne jachty: Rastabana, Andromedę i chyba Mizara, by pod koniec halsu dogonić Czarodziejkę. Zwrot zrobiłem chyba troszkę za szybko bojąc się, że pod półwyspem będzie większy prąd i mniej wiatru po akwen zasłonięty przez tenże półwysep.
Ale Tomek też zrobił zwrot (a on mistrzem jest) to my też, lewym halsem szliśmy pięknie, wiatr lekko wzmógł do 15 knt, żegluga bajer cała załoga na balaście, zacząłem rozmyślać o refowaniu bo JARICHO jest dosyć miękkie i powyżej 15 węzłów zaczyna moczyć półpokłady w wodzie. Ale póki co Czarodziejka na trawersie po prawej nie daje się wyprzedzić, to żagle w pełnej krasie a my idziemy trochę ostrzej, po lewej na trawersie Hel, obliczam czy wejdziemy, wychodzi mi że nie. Patrzę w prawo, Tomek zrobił zwrot na Hel (nie wejdzie myślę sobie) tymczasem idąca pełniej Andromeda zbliżyła się i dalej poszła tym kursem wyprzedzając nas, ale tracąc trochę na wysokości.
W końcu przeliczyłem, że już wejdziemy, rzut oka w prawo, Andromeda też już zrobiła zwrot, ale my jesteśmy wyżej więc ją znowu wyprzedzamy. Za chwilę okazało się że przestrzeliliśmy, do Helu mamy spory zapas więc możemy iść pełniej i za to prędkość wzrasta do 6.5 knt, jest bajecznie, żagle poluzowane, suniemy pełnym bajdewindem, pełno światełek innych jachtów, część z nich idzie lewym halsem, ale uważać trzeba, i dręczące mnie pytanie, czy Tomek Czarodziejką wcisnął się jednym halsem czy nie.
Za Helem pół wiatr może lekki baksztag zastanawiam się czy stawiać spina, jest ciemno załoga nie doświadczona, ile on mi może dać: pół węzła?, węzeł?, ciągle te pytania… a co jak skrewimy, ile możemy stracić, przecież fajnie się żegluje, szybko i bezpiecznie.
Wiatr i Tomek na Czarodziejce rozwiewają wątpliwości, zbliżamy się do Juraty a na radio chłopaki podają ile kto ma do Pławy WŁA. Okazuje się że Tomek jest milę przede mną… jak to myślę sobie, przed Helem był z tyłu, niedużo, kilkaset metrów, ale był, musieli się wtedy wcisnąć jednym halsem, cholera… Jakby tego było mało meldują z Czarodziejki, że już płyną pod spinem, szala się przechyla, spinaker do góry. Wszystko i tak jest już przygotowane, fały i brasy wpięte, żagiel na pokładzie, stawiamy i… lipa, robi się osa. Zostawiam ster Przemkowi i lecę na dziób naprawiać błędy. Tracimy cenne minuty, ale spin staje, całe szczęście bo wiatr powoli słabnie. Na pławie WŁA jesteśmy kilkanaście minut za Czarodziejką i docinamy się z Jurkiem na jachcie Baltica, z pojedynku wychodzimy wygrani, szybciej zrzucamy spina i stawiamy genię i choć weszliśmy jako jacht zawietrzny wysuwamy się do przodu. Jest chyba po pierwszej w nocy, udaje się odpłynąć z dwie-trzy mile na wschód i ….. wiatr siada. Zwalniamy, zwalniamy, zwalniamy, i stajemy. Bujamy się jak spławik chwilami tracąc sterowność, kręcimy kółka, robimy zwroty, a wiatru jak nima tak nima. Słyszę na radio że ktoś odpalił silnik i zrezygnował, Maciek na Kipu stoi pod Władkiem i też się waha, pyta kolegów jak dalej w morzu, czy jest wiatr, wszyscy mają nerwy w strzępach, kolejne jachty rezygnują z regat, koledzy przekonują Maćka i ten wytrwał, w międzyczasie odbywa się sporo wesołych rozmów na radio i mimo braku wiatru atmosfera jest miła, i tylko te nerwy!!!
Wiatr rozdał karty, lżejsze i szybsze jachty, które zdążyły przed ciszą zawrócić i wyjść w morze coś tam żeglują a te które zostały bliżej brzegu, zostały w miejscu a jeszcze prąd je cofał.
Przed świtem jestem wykończony i idę spać, budzę się przed siódmą i już z powrotem wieje, na razie nieśmiało, niecałe 7-9 węzłów ale wkrótce wraca do 12-14 z tego samego kierunku co wczoraj.
Halsujemy krótko przy brzegu żeby nie popełnić błędu z soboty i nie przestrzelić półwyspu (potem okazuje się ze słusznie). Przemek ściąga nowe griby i ma się kręcić bardziej na północ, robimy kolejny zwrot w stronę półwyspu choć jeszcze celujemy w Górę Szwedów, opłaca się, wiatr w połowie halsu odkręca i udaje się wejść, tym razem my jesteśmy górą a te jachty które poszły w morze biorąc dystans na dwa halsy są daleko w tyle. W pewnym momencie Pallas, który był niedaleko po nawietrznej zaczyna nas wyprzedzać, idą wyraźnie pełniej i wydaje się że zaryją w dno. Po lewej idąca też pełniej, dosłownie połyka nas Oceanna, aż niewiarygodne jak ten bądź co bądź nie regatowy jacht mknie, przez myśl przechodzi mi że może warto jednak było pójść dalej w morze, wcześniej wydawało się że Oceanna nie ma szans nas dogonić. Pallasowi udaje się przejść pod Helem, ale pod koniec musieli wyostrzyć i na trawersie dzieli nas odległość może 100 m, jest w zasadzie półwiatr, ale szybko stawiamy spina, prędkość wzrasta, spoglądamy na log wskazujący 7.3 knt i z dumą patrzymy jak Pallas zostaje z tyłu mając kłopoty z postawieniem żagla dodatkowego. Odległość od Helu pokonujemy chyba w niecałe dwie godziny.
Na metę wchodzimy kilkanaście minut przed Pallasem około 14.40 i tu okazuje się że te kilka minut straty na starcie mogło kosztować nas pozycję, bo Pallas nas ostatecznie przelicza uzyskując drugie a my jesteśmy na trzecim miejscu.
Bardzo udane regaty, trzymające w napięciu, we wspaniałym duchu z super trasą i super pogodą.
Dziękuję i pozdrawiam wszystkich uczestników.
Z pokładu „Jaricho” napisał Zbyszek Cholewa