XXVII Regaty Samotników w 2017
Zdjęcia ze strony Oficyny Morskiej
Kiedyś, w czasach dawnych, podczas dyskusji o tym, co kto lubi i dlaczego ja akurat morze, odpowiadałem zawsze, że to dlatego, że morze jest bardzo zmienne i niemal zawsze inne.
I tak właśnie jest, a na ostatnich regatach w nadmiarze. W sobotę na zmianę padało, świeciło słońce, lało, świeciło, lało… I tak ileś tam razy. Bokiem przeszła burza, nad Gdynią przeszedł silny grad. A my, biedni zawodnicy, trwaliśmy na posterunku. Bo na tę zmienność nakładała się oczywiście zmienność wiatru, który był, lub nie, znów był, ale z innej strony, potem powiał bardzo solidnie, ścichł, zmienił kierunek i tak przez cały dzień. W niedzielę zmienność wiatru była już znacznie mniejsza, ale jednak, ale przede wszystkim, nie padało. W ogóle, o dziwo. Temperatura powietrza nie powalała na kolana, ale większości było chyba wszystko jedno, ja i tak byłem mokry z wysiłku i co jak co, ale na pewno nie było mi zimno…
Ale zacznijmy od początku. Po dużym sukcesie frekwencyjnym w poprzednim roku, teraz regres. wypadło kilka „żelaznych” uczestników, kilku zgłosiło sie ot tak sobie. I się nie zjawili.
W efekcie było 11 jachtów, w tym 8 w ORC i 3 w OPEN.
W sobotę wyścigi rozpoczęły się ze sporym opóźnieniem, z braku wiatru. Do tego trzeba było odejść daleko od brzegu, bo chmara maluchów (podobno było 280 samych Laserów).
Krótki wyścig, typowy up-down, trasa dość krótka, bo wiatr niepewny. Walka na całego, spinakerowcy mogli się wykazać, choć momentami bardzo zwalniamy.
Potem wyścig długi, trasa do końca była niepewna, bo rzeczywistość z prognozami nijak się nie zgadzała. Komisja idzie na kompromis, trasa ma kilkanaście mil. Z założenia miał być i spinaker i halsówka. Wyszło najpierw żużlowo (na N5), przy czym przywiało zdrowo za to z ciszą na końcu i odkrętką wiatru. Potem halsówka na GD, trudna, ze zmiennym wiatrem i chyba prądem przed pławą. Spinaker na metę, ale wiatr cichnie. Cichnie, trzeba ostrzyć, ktoś nawet robi przebrasowania. Potem nagle wiatr w pysk, awaryjne zrzucanie i bajdewindem do mety. Tutaj nawet bez problemów, a było już mocno późno.
Po sprawdzeniu trakingów wyniki drugiego wyścigu zostały zmienione. Okazało się że pława GD jest w innym miejscu niż pokazują mapy (niektóre) i spis świateł. Tak więc traking jest bardzo przydatny.
Potem w klubie bardzo zasłużona kolacja z pierogami, kiełbaskami, piwem i nie tylko, jak się okazało…
Rano w niedzielę odchodzimy daleko, dodatkowo dłuższa trasa wyścigu krótkiego (jedno kółko, ale długie), wyprowadza nas daleko od brzegu.
Długa halsówka pod brzeg (bok ma dokładnie dwie mile) i w drugiej części odkrętka w prawo, potem lekki powrót, potem nagle, przed boją, gwałtowne zmiany w lewą stronę, ale właśnie zmiany – kilka razy wiatr odkręcał. Gdyby ta zmiana przyszła kilka minut później, to historia wyścigu i wyniki byłyby inne. Choćby dlatego, że będący w czubie Konsal 2, w tych wrednych warunkach, dotyka boi i potem kręci karne kółko. W efekcie traci do Polleda 11 sekund po przeliczeniu.
Potem spinaker, wiatr coraz słabszy, ale walka na całego. I znów, co już nie dziwi, zmiana wiatru, robi się bardzo ostry baksztag drugie halsu. Piszący te słowa, pod dużym spinakerem, ledwo wszedł na metę, z przechyłem momentami dobrze ponad 30 stopni. A potem, ścichło, co jakoś wcale już nie dziwi.
Zakończenie odbyło się punktualnie, czyli o godzinie 14, nagrody zostały wręczone, pamiątkowe zdjęcie pod pomnikiem Teligi zrobione.
Zapraszamy za rok. Bo jak się okazuje, po poprzednich regatach, gdzie protesty i konflikty były aż w nadmiarze, na tych regatach i na wodzie jest sympatycznie. Oczywiście walka jest zacięta, ale gdy jeden ruch sterem może oddalić jachty, gdy bez straty można odejść od innego jachtu, który walczy ze spinakerem, to robi się naprawdę przyjemnie. Choćby dlatego warto się pojawić za rok.
Relację napisał Tomasz Konnak
Sędziował Bohdan Góralski
z pomocą Artura Sarnowskiego