XXV Regaty Samotników w 2015
Z jednej strony regaty w tym roku miały niską frekwencję. Z drugiej strony, wszystkie zgłoszone jachty wystartowały w klasie ORC. W ten sposób powstała najliczniejsza od dawna grupa. Co jest bardzo pozytywnym zjawiskiem.
Ale zacznijmy od początku. Tym razem dotarcie na regaty, czyli do Gdyni, nie było takie proste. Większość jachtów płynęła z Górek, czyli miała pod wiatr (mniej lub bardziej). Pod silny wiatr. W przypadku „Czarodziejki” sprawa była oczywista: wzywały obowiązki organizatora. Więc jacht wyszedł z Górek o godzinie 9 i na dwóch refach i małym foku dotarł do Gdyni po niecałych trzech godzinach. Wiało, czasami padało, poza tym spokojnie.
„Quick Livener” i „Konsal” wyruszyły pod wieczór i dopłynęly do Gdyni o godzinie 23. W zwiazku z tym na gościnnym pokładzie Quicka, w małym gronie, odbyła się późna kolacja i rozmowy pod tytułem: co zrobić, żeby poprawić morskie żeglarstwo regatowe…
Reszta jachtów dotarła do Gdyni rano, albo jeszcze na odprawę sterników, albo bezpośrednio na start. Rano wiało mniej niż wczoraj, ale i tak mocno. Ze względu na regaty Gdynia Sailing Days (mnóstwo maluchów na wodzie) komisja musiała ustawić trasę dość daleko od Gdyni. Podczas pierwszego, krótkiego wyścigu nikt nie odważył się, albo uznał za nieopłacalne, postawić sipnakera czy genakera.
Podczas wyścigu długiego (który był faktycznie długi, bo 23 mile) znalazło się trzech normalnych inaczej na boku spod Gdyni do N5. Skończylo się to wyramkowaniem genakera na jednym jachcie (no dobra, stary był) oraz kłopotami z prowadzeniem na jednym jachcie i z dużymi kłopotami z postawieniem na drugim (trochę na własne życzenie, trzy błędy przy takim wietrze, samotnie i bez autopilota… i tak skończyło się dobrze, bo bez strat). Potem był długi bok na wiatr, do GD, pod silny wiatr. Tłukło, chlapało, ale płynęło się szybko. Ten bok trochę przetasował stawkę. Z GD na GS miała być w zamyśle halsówka, ale wyszedł pełny i ostry bajdewind. Powrót na GD był żużlowy. Wiatr trochę osłabł i można było się rozrefować. Kolejny bok z GD na metę znów w silniejszym wietrze. I tak, w okolicach godziny 17, ostatnie jachty spłynęły do portu. Tradycyjnie „Gryf” zamówił dla zawodników pierogi, dorzucając do tego piwo z rolbaru. Spotkania i rozmowy toczyły się do godzin późnych, nastąpiło historyczne pojednanie dwóch antagonistów.
Wyniki po dwóch wyścigach były mocno wyrównane, 4 jachty miały tę samą ilość punktów.
Rano kolejny wyścig, krótki, znów dość daleko od mariny. Wiatr znacznie słabszy, ale nie można powiedzieć, że go nie było. Start tym razem był mocno wyrównany. Na pierwszym kursie z wiatrem pojawiło się kilka spinakerów. Autor realcji spinakera nie postawił (bo na boi wiało) i pluł sobie w brodę pod koniec boku, gdy wiatr ścichł. Znów halsówka, technicza, w kręcącym wietrze. Bok z wiatrem na metę. Tym razem spinakerów pojawiło się więcej, i to było dobre posunięcie. Po przejściu mety spinaker na dół i spokojna halsówka do Gdyni. Przy czym trzeba było ominąć setki (tak wyglądało) Optymistów i tych ciut większych.
Zakończenie zaczęło się o godzinie 14. Zwyciężca regat dostał tradycyjną „blachę”, zdobywcy trzech pierwszych miejsc nagrody pieniężne. Potem komandor klubu zakończył regaty, zaprosił chętnych na pierogi oraz na pamiątkowe zdjęcie pod pomnikiem Leonida Teligi. To też już tradycja.
Opierając się na opiniach zawodników, tegoroczną edycję regat można uznać za wyjątkowo udaną. Ze względu na sprawną pracę komisji regatowej, dużą grupę jachtów, ciężką pogodę (ale bez przesady), i bardzo wyrównaną rywalizację.
W wyniku rozmów wieczornych pojawił się wniosek, żeby w przyszłym roku wyścigi krótkie wyglądały trochę inaczej.
Zapraszamy!
Relację napisał Tomasz Konnak
Sędzia Główny Bartosz Gruszka
Wyniki regat:
Lista startowa
Wyścig 1
Wyścig 2
Wyścig 3
Wyniki końcowe
Galeria zdjęciowa była na stronie Oficyny Morskiej. Niestety przepadła, choć może jeszcze uda się ją odzyskać.