Trzy stolice i okolice – bałtycki rejs Oriona, 2017 rok
Stawianie żagli na jachcie
podobne jest bardziej niż na innych statkach
do rozwijania skrzydeł u ptaka;
lekkość, z jaką jacht się porusza,
stanowi rozkosz dla oczu.
Joseph Conrad „Zwierciadło morza”
Trzy stolice i okolice – bałtycki rejs Oriona, 2017 rok
Mówią o mnie: jezioro polodowcowe, trochę niedosolone. A przecież mam wyspy: Gotland, Oland całkiem spore, a największa głębia Landsort to ponad 400m! A jakie ładne mam zatoki: Meklemburska na zachodzie, Botnicka na północy, Fińska i Ryska na południowym wschodzie. A na południu – mniejsza, ale najmilsza – zatoka Gdańska.
A na niej cóż to za wytworny jacht! Piękno i elegancja – mucha nie siada! Motyl? Bardzo proszę! Na dziobie wygrzewa się – paź królowej, w kolorze mahoniu… Bo to s/y Orion. W kokpicie rozsiedli się przyjaciele Oriona, przyszli oddać cumy przy wypłynięciu w bałtycki rejs: TRZY STOLICE I OKOLICE.
Miło pogawędzić przy kawie, drożdżówce, ale… Kapitan podrywa załogę: jacht sklarowany… Ruszamy!
Gdynia
Poniedziałek
24 lipca
1300 odejście od kei, ładnie wieje, grot w górę i… Kurs na… Liepaję! Przy wypłynięciu – słoneczko i lekka bryza, trudno oderwać się od lądu; ostatnie rozmowy telefoniczne z bliskimi, za Helem już tylko szum wiatru, trzepot żagli i jachtowe porządki. Lekko nie będzie, bo wieje dokładnie w mordę, ale wieje!
Wachtowy rytm wyznacza czas pracy i odpoczynku. Po zejściu pod pokład – bynajmniej morski zapach – tu nie zmarnuje się świeżo zasztauowanego pieczywa – załoga w pełni zasłużyła na posiłek. Niedługo… stracą apetyty…
Wiatr konsekwentnie przeciwny i… słaby, nadchodzi pierwszy rejsowy wieczór i noc…
Kolejne mile odkładane na mapie, powoli Orion zmierza na północny-wschód.
Niestety w nocy z poniedziałku na wtorek następuje zatrzymanie jachtu przez straż przybrzeżną Rosji. Powód – wejście na wody terytorialne. Spisanie protokołu trwa ponad dwie godziny.
Wreszcie o 0330 – można płynąć dalej. Wiatr się wzmaga, kierunek – utrzymuje. Grot na dwóch refach i kliwer z trudem utrzymują prędkość marszową, gorzej z kursem; duży dryf raczej odsuwa od łotewskiego brzegu.
Na dodatek pękło ucho na sztagowniku lewego forsztagu – wymiana na szeklę na rozbujanym dziobie zalewanym falami nie była łatwym zadaniem, ale sztag i maszt został zabezpieczony.
W samą porę, bo pod wieczór rozwiało się do siódemki, noc i kolejny dzień nie przyniosły pożądanej zmiany kierunku wiatru. Halsując jacht przybliżał się do wyspy Gotlandii.
W tych warunkach zapadła decyzja, by zawinąć do Visby i planowaną trasę pokonać zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara: najpierw skandynawskie, a potem łotewskie porty.
Poprawiła się pogoda i nastroje załogi.
Czwartek rano
27 lipca
Visby
Można zrzucić „karego”, grota; komenda: cumy i odbijacze na pokład – w czwartek na ranem Orion wpływa do Visby!
Tradycyjne powitanie nowego portu – kufelek zimnego piwa w kokpicie, obowiązkowo łyk dla Neptuna w podzięce za pomyślny przelot i… co tu robić w stolicy Gotlandii?
Zadbana i zagospodarowana marina, dobrze znana załodze… Typowa, małomiasteczkowa zabudowa… niegdysiejszej metropolii i główne atrakcje turystyczne: ruiny murów obronnych, kościołów – przypominają o pradawnej świetności. Nawet woda w studni wyschła. Postój nie będzie długi – warto wziąć przykład z s/y Zawisza Czarny, który szybko opuścił głośną marinę. W piątek rano wreszcie można odpocząć od hałaśliwej muzyki – na cumujących motorówkach bawiła się szwedzka młodzież.
28 lipca rano
Visby
zostaje ze rufą, płyniemy w towarzystwie jachtu – okazja do „regat”.
Ładny baksztag sprzyja żegludze wzdłuż zachodniego brzegu Gotlandii. Mimo słabnącego wiatru jeszcze tego samego dnia latarnia Landsort na trawersie oznacza wejście w szkiery, kurs: Nyneshamn, a w sobotę 02.20…
sobota
29 lipca
Nyneshamn
…można odnotować: cumowanie w Nyneshamn.
Marina obszerna, z praktycznym wyposażeniem, żeglarze nie mogą narzekać.
A co można zobaczyć na lądzie? Bardziej niż nowoczesne budynki, przyciąga wzrok położony na skalistym wzgórzu kościół. Niestety zamknięty, trudy wspinaczki wynagradza widok na wejście do portu jachtowego.
Po drugiej stronie kościoła dowód łączności ze stałym lądem – linia kolejowa, w sobotnie popołudnie niewielu spacerowiczów na placu i głównym deptaku z placem zabaw i „dziełem sztuki”, a przed siedzibą władz miasta… zbawcze ławeczki. Chwila odpoczynku – na koncert karaoke (szwedzkie piosenki biesiadne?) raczej nie zostaniemy. W miasteczku obok bloków tradycyjne budownictwo jednorodzinne. W przydomowych ogródkach oprócz malin, porzeczek i kwiatów można trafić na motoryzacyjne cacka. Toyota, mercedes, i… zabytkowy okaz dodge. Historyczne są też instrumenty nawigacyjne na sklepowych wystawach, o żeglarskich tradycjach miasta przypominają modele jachtów. Ciekawsze niż miniatury są prawdziwe jednostki – w marinie. Można było odpocząć, i… czas ruszyć w drogę.
Wczesnym rankiem w niedzielę 30 lipca – ostatnie ujęcia Nyneshmn – marina, i kościół, i… niewiele więcej.
Kurs na Sztokholm – fordewindowy, wiatr słabnie, więc genua odpocznie, genaker jest nie tylko fotogeniczny, ale ładnie ciągnie. A co robi załoga, gdy jacht płynie na równej stępce?
Oddajmy głos Stasiowi. Preparowanie „podmasztówki” czyli napoju rozgrzewającego na bazie żółtek, cukru i… spirytusu to orionowska tradycja.
Pogoda sprzyja lawirowaniu między wyspami, powoli zmierzamy do najwęższego przesmyku – Saltsjobaden. To raczej rzeczka niż morski szlak – miejscami robi się naprawdę ciasno. A mijane jednostki to nie tylko jachty ale też małe statki turystyczne.
Złośliwy fordziak, trzeba zrzucić grota – dobrze, że jest silnik – a nie jak w ubiegłym stuleciu wiosłowanie, albo przeciąganie „na burłaka” – te czasy pamięta kpt. Kuśnierz – w latach 60-tych Orion nie był wyposażony w mechaniczny napęd… Pogoda sprzyja.
Trasa dokładnie oznaczona, dobra widoczność, kolejny zakręt i podziwiamy szwedzkie wille, coraz więcej zabudowań na brzegach to znak, że do stolica Szwecji blisko. Jeszcze most, już pracują żagle i wreszcie – marina przy muzeum Vasa. Kolejny dobrze znany Orionowi zakątek Bałtyku.
30 lipca
Niedziela
1630 Sztokholm
W niedzielę 30 lipca popołudniowe (1630) cumowanie w marinie Wasahamnen na wyspie Djurgaarden. Postój kilkudniowy – w Sztokholmie warto zatrzymać się dłużej.
Co można zrobić po zacumowaniu? Pobrać wodę, wykonać kilka telefonów i pora rozprostować nogi. W okolicy jest sporo atrakcji.
Może zabytkowy cyrk? Albo wesołe miasteczko? Nie, bujania i podrzutów było dość na morzu. Ciekawsze są doki – w jednym z nich odbudowano zatopionego Vasę – pechowy wrak po renowacji zarabia przyciągając do muzeum tłumy turystów. Godne podziwu są, umieszczone w mniejszym hangarze, historyczne jednostki, które nie zatonęły zaraz przy wodowaniu – królewskie łodzie przydawały się w komunikacji między wyspami i w szkierach. Niedzisiejsze zdobnictwo i napęd wiosłowy, a dla kogoś, kto nie lubi plusku wioseł i tłoku – jednoosobowy katamaran. Szkoda, że zaniedbany – w przeciwieństwie do błyszczących motorówek. Przydałyby się takie lakiery na burtach ORIONA… Mnóstwo atrakcji na Djurgaarden – w dawnym forcie. W XXI wieku nad wyspą góruje muzeum skandynawskie, jest też muzeum biologiczne, skansen, można wypocząć w parku lub przytulnej kafejce na lądzie albo na wodzie.
Za mostem łączącym wyspę ze stałym lądem – miejska zwarta zabudowa; wzdłuż bulwaru XVIII-wieczne kamienice. Zadbane nie tylko fasady, ale… Jak tu żyć w takiej „studni”?
Dobrze, że są przestrzenie nad wodą – i pogoda sprzyjająca spacerom.
Na końcu bulwaru gmach opery, kolejne mosty i wyspy z gmachem parlamentu i zamek królewski. Z zamkowych okien widok na stolicę Szwecji i Muzeum Sztuki. O znawstwie rzeźby, architektury, malarstwa wśród władców Szwecji świadczy wystrój zamkowych krużganków, kaplicy, dziedzińca. Na końcu dziedzińca panuje ars militare. O kunszcie Szwedów przekonali się Polacy w czasie… potopu. Zgromadzone w zamkowych podziemiach militaria pamiętają czasy rycerzy zakutych w zbroje, a karoce królewskie – wyboiste drogi – gdy zasypane śniegiem były (te karoce) zastępowane saniami.
Na szczęście mamy lato, pora opuścić muzeum. Jeszcze rzut oka na zamkowe otoczenie i kurs na Djurgaarden i marinę. Trzeba halsować lądem – przejść kolejne mosty i wyjątkowo długi bulwar. Wzdłuż niego cumują liczne drewniane jednostki, ale to jeszcze nie ORION. Wreszcie jest marina i… na końcu najdalszego pomostu…
Po obiadokolacji pod pokładem Oriona degustacja podmasztówki, ciszę wieczorną przerywają okrzyki dobiegające z karuzeli w pobliskim wesołym miasteczku. I zasłużony odpoczynek przed następnym dniem.
Kolejny dzień pobytu w Sztokholmie – okolice zamku królewskiego, ciasne uliczki na Gamle Stad prowadzą na plac z pomnikiem Alfreda Nobla. Sporo turystów, ruch w sklepach z pamiątkami. Z Chin.
W zabytkowych szwedzkich autentykach – kościołach – cisza, można – i jest co – fotografować.
Rigkyrke z żelazną ażurową wieżą. W Johanes Kyrke polski akcent: polska flaga i obraz Matki Bożej Częstochowskiej,
Ciekawych obiektów architektury jest wiele, spichlerze, kamienice, forty, detale. Młodsze obiekty są bardziej praktycznie wyposażone – typowe w Skandynawii markizy chroniące przed palącym słońcem.
Sztokholm to miasto nowoczesne (funkcjonuje metro) i ciągle się rozbudowuje – kolejne obiekty ciasno wypełniają zbocza górzystych wysepek. Pozostaje przestrzeń pomiędzy wyspami, wody jeszcze nie zabetonowano. Tu wpływają ogromne promy turystyczne i skromne jednostki. Pora wracać do mariny, na Oriona. Który to? Ten z polską banderą. Zostawiamy zgiełk, kurz, miejskie hałasy. I w drogę!
Środa
1100
wyjście ze Sztokholmu
Slaby wiatr, więc początkowo pracuje diesel grot na przejściu północnym do Sztokholmu.
Potem baksztag i czujny fordewind, przy twierdzy Vaxholm uwaga na promy, i dalej, na pełne morze.
Mijamy charakterystyczne wysepki wybrzeża szkierowego – oszpecone przez kormorany. Byle dalej na otwarte wody w stronę Morza Alandzkiego.
Wreszcie odrywamy się od szwedzkiej ziemi i nad ranem – piękna jazda na fali pod Marhaellan. Takiej frajdy pasażerowie wycieczkowców nie zaznają, ale sposoby zwiedzania Bałtyku są różne. Wielokrotnie jeszcze spotkamy się z ogromnymi „szafami”.
3 sierpnia
czwartek rano
Alandy
Mariehamn – stolica Alandów – autonomiczne terytorium pod patronatem Finlandii.
Założone w 1861 roku, nazwa od imienia żony cara Marii. Rejon strategicznie ważny dla Szwecji i Rosji. Z badań historycznych wynika, że to jeden z najstarszych terenów osadniczych i kolebka marynarskiego rzemiosła w Finlandii.
W znajomej marinie nie ma tłoku, w sąsiedztwie zakotwiczył Pommern – dawny frachtowiec, dwukrotny zwycięzca regat z Australii do Anglii (1930, 1937) obecnie obiekt muzealny.
Marynistyczne akcenty przed skromnym muzeum – na trawniku marynarz na cokole dzierży koło sterowe, alejki przed mariną, dalej dobrze zaprojektowana mieszkaniowa dzielnica, w pobliżu kościółek, do pasażu handlowego coraz bliżej. Między nielicznymi mieszkańcami na cokole – gubernator, a na skwerze ławeczka, z widokiem na statuę carycy Marii Aleksandrowny.
W Ostrahamen – tradycyjny żaglowiec sklarowany do wyjścia. Miłośników klasyki żeglarskiej jest tu więcej – kwartał tradycji marynarskich czyli Sjokvarteret. Na jednym z jachtowych garaży – autentyczny zamek „cyfrowy”. W osadzie szkutniczej powstają kolejne jednostki – akwen do żeglowania idealny, ale więcej jest motorowodniaków. Amatorów warkotu silnika jako dodatku do wiatru we włosach jest więcej…
4 sierpnia piątek
6 rano
Wyjście z Alandów
Przy wypłynięciu z Marienhamn trzeba się wspomagać silnikiem. Marheallan mijamy ostro pod wiatr i w strugach deszczu. Na pełnym morzu wypogadza się, zmiana kierunku jazdy – w górę pod fiński brzeg, czyli ładny baksztag. Przejście między Alandami i Finlandią – wieje ponad 20 kn, jedziemy 7 knotów. Ciekawa nawigacyjnie trasa – wzmożona uwaga w żegludze między wyspami, po nabieżnikach – ważne, że pogoda sprzyja (dobra widoczność, małe zafalowanie). Fińskie jednostki duże (znane z główek portu gdyńskiego Finnlines) i małe, z fińską banderą. Finlandia coraz bliżej.
5 sierpnia
sobota
Turku
Po sympatycznej żegludze w szkierach – wjazd w ujście rzeki Aurajoki w środku nocy o 0220. Wjazd po bojach do Turku – w ujście rzeki Aurajoki, mieszczą się całkiem duże statki. Szwedzkie Abo czy fińskie Turku? Na lewobrzeżnych wzgórzach powstają kolejne apartamentowce, wzdłuż prawego brzegu marina, w której cumuje ORION. Jacht sklarowany, można zacząć zwiedzanie miasta, kapitan na czele!
Obok nowoczesnych – klasyczne jednostki. W historycznym Turku przeszłość często miesza się z teraźniejszością. Przed muzeum morskim odpoczywa na zasłużonej emeryturze Suomen JOUTSEN – stalowy żaglowiec – z 1902 roku – jako eksponat muzealny.
Atmosferę miasta tajemniczego, bajkowego podkreślają niezwykłe obiekty: z rzeki wystrzela tryskając wodą kamienno-stalowy ogon wieloryba, łuski morskiego potwora połyskują na trawniku, a co robi ta gigantyczna stokrotka przed muzeum morskim?
W baśniowej krainie musi być zamek – średniowieczny, największy w Finlandii. Twierdzę wzniesioną w 1280 wielokrotnie rozbudowywano dla potrzeb kolejnych książąt i gubernatorów.
W tych murach odbywało się wesele fińskiego księcia Jana i Katarzyny Jagiellonki – ich syn jako Zygmunt Waza szczęśliwie panował w Krakowie.
Podobieństw do Krakowa jest więcej – tu powstał pierwszy w Finlandii uniwersytet, a po przeniesieniu stolicy do Helsinek miasto straciło na politycznym, ale nie kulturalnym znaczeniu. Analogicznie działo się w Krakowie – po przeniesieniu stolicy do Warszawy.
Grube mury okalają pomieszczenia: skromne dla służby i bogato wyposażone komnaty godne królewskich mości.
Poddani mieszkają skromniej w domkach. Charakterystyczne fińskie obicia skutecznie zabezpieczają przed chłodem zimowym. Przestrzeni tu sporo, więc ulice szerokie, na wzniesieniu – luterański neogotycki kościół. Z marynistycznym akcentem. Kościół na polodowcowym głazie otoczony jest niewielkim parkiem z ławeczkami.
Miło odpocząć, ale wypada zwiedzić najważniejszą świątynię fińskiego kościoła luterańskiego.
Ukryty za drzewami obiekt, którego najstarsza część pochodzi z XIII wieku powiększano o kaplice. Mimo kilku pożarów zachowały się grobowce im. Królowej Szwecji Katarzyny Mansdottet i malowidła. Nekropolia przypominająca wawelską. Znawców architektury przyciągają szczegóły konstrukcyjne, detale zdobnicze.
Z dziedzińca przed katedrą można podziwiać ogromną wieżę i zakole Aurajoki, leniwie toczącej swe wody przez stulecia.
Rzeka spięta mostami, które skutecznie bronią dojścia dużym statkom w głąb lądu, ale pozwalają na komunikację między brzegami – szwedzkim Abo i fińskim Turku. Bez problemu krążą motorówki i kursujący w pobliżu mariny prom – fori. Podróż trwa 90sekund. Na przycumowanych stateczkach z powodzeniem funkcjonują kafejki, kuszą spacerujących wzdłuż bulwarów. Na wodzie – kaczko-gęsi – olbrzymy… Bulwary to miejsce idealne do spacerów i joggingu. Idealnie pasuje pomnik Pavo Nurmiego – słynny biegacz fiński, zdobywca 9 złotych i 3 srebrnych medali olimpijskich. Po przeciwnej stronie rzeki figurki „odpoczywających biernie”. Co jeszcze nad rzeką? Szwedzka willa – w Abo, a na fińskim brzegu centrum kultury Turku. Na obszerny pokład zaprasza klub- bar AUSIIE. Naprzeciwko urząd miasta. Ale most nie jest daleko.
Lewobrzeżne centrum części miasta zagospodarowano dość dokładnie, ale tak wąska uliczka to rzadkość. Kameralne galerie, kafejki – przed wejściem – pucybut – samoobsługa.
Do biblioteki raczej nie wybierzemy się, chyba że ktoś zna fiński.
Kamienice dziewiętnastowieczne kontrastują z XX-wiecznymi, w części handlowej panuje niewielki ruch samochodowy, zaskakuje spokój i przestrzeń – zwłaszcza na Kauppatori.
Musiało tu być tłoczno za rosyjskiego panowania – od staroruskiego Targe pochodzi nazwa Turku. Z tamtych czasów został tu chyba tylko bruk. Hotel Sorde nie grzeszy urodą. Powyżej placu muzeum sztuki. Na postumencie znane popiersie Lenina – wódz przyszłej rewolucji mieszkał w pobliżu, spacerował po okolicznym parku i…Znowu wypada zanurzyć się w przeszłość – historia Finlandii podobna jest do polskich dziejów – rosyjskie panowanie, zsyłki i skromna rzeczywistość poddanych cara. Najłatwiej w Muzeum Farmacji, albo w… skansenie Luostrinmaki.
Co może się kryć w tych porośniętych trawnikiem szopkach? Praktyczna i ekologiczna dachówka i pomysłowa drewniana rynna. A co w środku? W tym zakładzie czas się zatrzymał – nikt nie nakręca „kukułek” – nie znajdą nabywcy. Narzędzia rozłożone, jakby zegarmistrz tylko wyszedł na chwilę. Ale nie do rymarza – tu też brak kupujących, nie poruszy się koło napędowe u kołodzieja, za to można swobodnie obejrzeć wyposażenie XIX-wiecznych warsztatów. Warto zobaczyć pracownię malarską, pracownię wikliniarza, w drukarni jeszcze matryce sprzed epoki Gutenberga. I pomieszczenia mieszkalne rzemieślników z dawnym wyposażeniem. A to -trudno się domyślić – czyżby dwuosobowa… toaleta?
I oczywiście pomieszczenie do sauny. Finowie potrafią się relaksować nawet na łódce (pływająca łódka z odpowiednim wyposażeniem). Na Orionie sauny nie potrzeba, ważniejsza jest uroczysta kolacja – bo nad ranem.
7 sierpnia
poniedziałek 0745
wypłynięcie z Turku
Zostaje za rufą trójmasztowiec, pasażerski prom. Od znajomych zamkowych murów ważniejsze są boje i nabieżniki: dokładnie oznakowane szlaki żeglugi.
Z promami nie będziemy się ścigać, ale katamaran za rufą to już wyzwanie.
Na pełnym morzu – ładny baksztag, niestety wiatr słabnie i Orion powolutku przemieszcza się przez Zatokę Fińską. Arcyciekawa okolica – lawirowanie między wysepkami.Pogoda wprost idealna– dobra widoczność, niewielkie zafalowanie. Stolica coraz bliżej.
Nie pomoże zmiana żagli – genuę zastąpił blooper, ale nie wytrzymał – mocniejszy podmuch i wystrzelił z ramek.
Częściowo trzeba wspomagać się silnikiem, kolejna nocna wachta. Nad ranem to już podejście pod Helsinki, latarnia HARMAJA to takie GD dla Helsinek.
Po lewej burcie zostaje grupa wysepek z XVIII- wieczną twierdzą Suomenlinna – jej armaty nie są groźne, lepiej uważać, na ruch promów. I już w Zatoce Toolonlahti – może znajdzie się miejsce dla ORIONA – właśnie wypływa jakiś jacht.
Wtorek 8 sierpnia
Wpłynięcie w środę o 1730
do Helsinek
W helsińskiej marinie – duży obiekt z kilkoma pomostami, jeden z ostatnich – dla gości – polska flaga na maszcie.
Po sklarowaniu jachtu – czas na spacer wzdłuż bulwaru w stronę z daleka widocznego Soboru Uspienskiego Zaśnięcia Matki Bożej. Budowany na polodowcowej skale od 1868 roku góruje nad historyczną dzielnicą Katajanokka. Przypomina o czasach panowania cara, kiedy nastąpił rozwój Helsinek – po przeniesieniu stolicy z Turku. Największa świątynia prawosławna w Europie Zachodniej szczyci się złoconymi kopułami i bogato zdobionym wnętrzem. Na zewnątrz, wokół kościoła, fotografie zabytkowych cerkwi z polskiej „wschodniej ściany”. Z jednej strony wzgórza widok na marinę, po przeciwnej stronie u stóp zabytkowej budowli rozłożyły się kramy targu Kupatori. Kramy wystawione wzdłuż brzegu zatoki, a na jej spokojnych wodach, dla hotelowych gości, pływający… basen.
W ferworze zakupów można się zgubić – statua zwieńczona carskim orłem to dobry punkt orientacyjny. Kto nie kupuje fińskich wersji pamiątek z Chin – może udać się przestronnymi uliczkami, wzdłuż secesyjnych kamienic, łagodnie pod górę – tramwaj musi sobie poradzić, a gdy przejedzie – odsłoni widok na Plac Senacki i potężną neoklasyczną katedrę luterańską.
Na środku placu od 1894 kontroluje sytuację Aleksander II z pomnika na kolumnie.
Katedrę fundował car Mikołaj na wzór katedry św. Izaaka w Petersburgu – dlatego w czasach zimnej wojny, gdy rosyjskie plenery nie były dostępne, filmowcy z zachodnich państw korzystali z tej scenerii dla przedstawienia Petersburga. Dziś przed schodami parkują autokary dowożące turystów. Wokół placu budynek senatu, siedziba sądu, Uniwersytet Helsiński.
Co jeszcze warto zobaczyć – oto jeden z symboli Helsinek – fontanna Havis Amanda, przy pasażu Esplande pomniki Runeberga, Zachariasza Topeliusa, Eyno Leino (fińscy artyści).
Nieco dalej, za parkowym pasażem Esplanade – dla usprawnienia życia mieszkańców: kafejki, praktyczna hala targowa, komunikacyjne struktury.
Warto zagłębić się w tę dzielnicę , gdzie powstał interesujący i niezwykły kościół Temppeliaukio, zbudowany w latach 60-tych XX wieku został tak, aby nie naruszać otoczenia, czyli wykuty w skale.
Oświetlenie naturalne(!) zapewnia 180 szklanych tuneli umiejscowionych między kopułą a ścianami. Pod sklepieniem o średnicy 24m w kształcie dysku z miedzianego drutu – wnętrze kościoła i jednocześnie idealna sala koncertowa. Podczas gdy Romek z Waldkiem (i tłumem turystów) podziwiają wnętrze – reszta załogi spaceruje po dachu – można odpocząć w cieniu drzewa, albo zbierać zioła. Przygląda się temu para krów na… balkonie kamienicy. Poniżej, w sklepie z pamiątkami, na garnuszku przycupnął Włóczykij z Doliny Muminków, ależ bajkowa ta Finlandia. Kraina Muminków i reniferów. Te ostatnie chyba tęsknią za zielenią, a tu wszystko wybetonowane. Nawet plac z pomnikiem marszałka Mannerheima (odpowiednik Józefa Piłsudzkiego).
Węcej przestrzeni – w okolicy Centrum konferencyjnego Talo – dosłownie Dom Finlandii. Tu podpisano Akt Końcowy konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie z 1971. Architekt Alwar Aalto zastosował z powodzeniem biały marmur i czarny granit obecnie mieści się tu m.in. siedziba Helsińskiej Orkiestry Symfonicznej z salą na 1200 miejsc.
Ciekawych obiektów jest więcej: kościół Kallo z potężną wieżą, Ateneum – muzeum sztuki z 1888 roku.
Wzdłuż głównej ulicy Mannerheiminttie – Muzeum Narodowe – z ekspozycją historii Finlandii, Parlament. Szkoda, że nie ma ławeczki na skwerze
A może spróbować fortuny w kasynie? Chyba lepiej zrobić zakupy i wracać na jacht. Domy, ulice uff.Jeszcze tylko minąć dworzec kolejowy z 1910 roku – Lasipaltsi – Szklany Pałac z1936 -znacznie unowocześniony… jeszcze parę kroków i… Nareszcie jesteśmy w marinie… Klubowicze w HMVK dbają o swoją siedzibę.
Kolejny dzień – w Helsinkach – pogoda sprzyja, więc spacerujemy wzdłuż budynków w stylu tych z Turku – i nad zatoką – do ogrodu botanicznego z pomnikiem Sibeliusa.
Passio Musica z 1967 roku – to dzieło Eila Hiltunen, która przez 6 lat spawała stalowe rury o wadze 24 ton. Akademia Muzyczna również nosi imię słynnego fińskiego kompozytora znanego z zamiłowania do przestrzeni i natury. W miejskich kwartałach między kamienicami trudno o swobodę, ale w pobliżu mariny, na cyplu Terrasori piknikowa atmosfera i urządzenia do prania i osuszania dywaników.
A co na Orionie? Pożegnalna kolacja, na osłodę piernikowy dodatek. I wypłynięcie z Helsinek, po prawej burcie zostaje twierdza Suomenlina z 1748 roku, zbudowana przez Szwedów na 6 wyspach, miała za zadanie bronić Helsinek od strony morza. W dawnych koszarach obecnie mieści się muzeum wojskowe.
10 sierpnia czwartek
wyjście z Helsinek
Uwaga na promy! Żagle w górę, odrywamy się od lądu, ostry bejdewind do Harmaji – wieje coraz mocniej, więc konieczna jest zmiana grota na mniejszy, grot III „opecowski”. „Czesanie” Zatoki Fińskiej – trochę na silniku, potem grot III „opec” + fok marszowy i „kary” bo przywiało.
11 sierpnia
piątek
Pod brzeg Estoni, w stronę wyspy Osmusaar. Słabo i wieje w mordę, przejście między wyspą Vormsi i stałym lądem. Halsówka, mijamy w słoneczku i przy zdychających żaglach Hiuma i Muchu prawą burtą do przesmyku i wypływamy na Zatokę Ryską.
12 sierpnia
sobota
Diesel grot warczy i ciągnie na Zatoce Ryskiej, bo sflauciło. Pojawia się chmura i z tej chmury coś będzie: owszem, burza z gradem i odkrętka od SE do SW 3-4. Baksztag i znowu flauta.
13 sierpnia
niedziela
Od flauty do ostrrego bejdewindu – 25 knotów wiatru przez 3h (wachta Zbyszka i Romka) – wesoło łopoczą banderki: szwedzka, alandzka, fińska i łotewska!
Wreszcie główki wejścia do Rygi – i powolny wjazdy Dźwiną do Rygi.
1200
wpłyniecie do Rygi!
Portowe i przemysłowe obiekty nie dziwią, to norma na zachodnim brzegu Dźwiny, a widoczne z morza tutejsze sea-tower świadczą o rozwoju miasta. Podobnie celujący w niebo most wantowy – łączy brzegi i jednocześnie zamyka drogę statkom i promom – cumują na prawym brzegu rzeki. Za groblą w przytulnej zatoczce – słabo wykorzystana przystań jachtowa (oprócz Oriona – polski jacht Czarny Diament).
Turyści z ogromnych wycieczkowców i jachtów zaciekawieni wyruszają, aby zwiedzić stolicę Łotwy.
W sąsiedztwie przystani dzielnica mieszkaniowa, wysokie secesyjne kamienice, centrum kulturalno-wystawowe, eklektyczny blok okraszony „szklarnią”.
Dopiero stare miasto okazuje się architektoniczną perełką – starannie odrestaurowane średniowieczne grube mury, ciasne uliczki a przy nich finezyjne kamieniczki. Istny labirynt – po szerokich fińskich alejach. Ponad siedzibami mieszczan góruje wieża kościoła Św. Jakuba z 1225. Przy niewielkim rynku Katedra (obecnie protestancka) zbudowana w 1211 roku – największa w krajach bałtyckich. Na placu przed katedrą widok na potężną wieżę i fasadę kościoła. Nic dziwnego, że sporo turystów, kramiki z pamiątkami, bufety, kafejki. Nad nimi potrójna strzelista wieża kościoła św. Piotra z 1209 roku. Ulicę zamyka kościół Matki Bożej Bolesnej z XVIII wieku. Kluczymy by zobaczyć kościół Św. Piotra przy rynku.
Jest tu również ratusz czyli Dom Bractwa Czarnogłowych – dawne stowarzyszenie kupców pochodzenia niemieckiego z XIV.
O nieuniknionym upływie czasu przypomina zegar na wieży kościoła Trójcy Św. (trinity Cathedra): średniowiecze sąsiaduje z barokiem renesansem, XIX i XX wieczne fasada kościoła Św. Piotra i współczesne konstrukcje.
Wokół starego miasta panują secesyjne kamienice – największe skupisko w Europie. I wreszcie coś dla odpoczynku i ochłody – namiastka natury i zieleni nad wodą – wykorzystanie kanałów przy rzece – spacerniak i wodna przystań. W pobliżu wystawiono niezwykle ważny dla obywateli Łotwy symbol niepodległości państwa odsłonięty w 1935 roku. Pomnik wolności. Tym razem za kratami rusztowania. Wzniesiony w latach 30-stych jako symbol niepodległości Łotwy (na miejscu pomnika Piotra Wielkiego na koniu do 1915 roku).
Jest też fragment muru berlińskiego – upamiętniający wyzwolenie spod sowieckiej okupacji w 1991 roku. Pozostałością pobytu czerwonoarmistów – pomnik pierwszego astronauty. Oraz odpowiednik Pałacu Kultury w Warszawie – obecnie Wieżowiec Akademii Nauk Łotwy – dawny dom Kołchoźnika z czasów stalinowskich.
Rowery wiesza się tu na ścianie, żaglowce buduje z bursztynu… Chyba to pora odpocząć – na ORIONIE. Jutro też jest dzień, mruczy przystaniowa „sowa” (dziwaczna rzeźba na słupku z kołem ratunkowym). Kolejny dzień – i z nowym zapasem sił zwiedzamy Rygę. Między pieczołowicie odnowionymi domami -Łotewski Teatr Narodowy z 1919, przy skwerze statua gubernatora Bagrationa – inicjatora budowy soboru Narodzenia Pańskiego.
Ryga to perełka, ale gdy oddalamy się od centrum – czar pryska. Domki mniejsze, skromniejsze i wymagające renowacji – stopniowo remontowane – odzyskują dawną świetność (np. Centraltrigus – zespół hal targowych -5 hal jak w Gdyni – zbudowany z hangarów niemieckich sterowców). Czas ucieka – biją „carillony” przy supermarkecie. Wkracza Europa – centrum handlowe Stockmann, hotel – Radisson. Idąc w stronę Dźwiny – mijamy Parlament, budynki rządowe. Pomnik Armii Radzieckiej jeszcze stoi (Lenina zrównano z ziemią). Z mostu widok na starówkę i zamek Rycerzy Kwalerów Mieczowych z 1330 roku – obecnie rezydencja premiera.
A Dźwina płynie do Bałtyku. Biznesowe wieżowce po zachodniej stronie, wantowy most spina dwa brzegi – łączy światy – przyszłości z przeszłością, zachodu ze wschodem. Po obu stronach rozległe bulwary. W spokojnej marinie zostaje Czarny Diament. Orion sklarowany do wyjścia i…
14 sierpnia
poniedziałek
wieczorem 2000
Wyjście z Rygi to niestety silnikowa żegluga.
15 sierpnia
wtorek
Flauta, albo słaby W2 + silnik, wieczorem mijamy Cypel Kolka lewą burtą, Sarema po prawej burcie. W nocy wieje do 20 knotów – przydadzą się 2 refy i dzielny „kary”, czyli fok manewrowy I-wszy.
16 sierpnia
środa
Rano zmiana na genuę, i ładna jazda w dół wokół cypla południowego, pod koniec baksztag na podejściu i niemiła niespodzianka – silnik nie zapalił (konieczny odwrót i szybka naprawa blokady dźwigni rewersu). Cumy i odbijacze na pokład, wpływamy do Liepai, cumujemy o 1210.
Liepaja
17 sierpnia
czwartek
Mało ciekawe nabrzeże – ale keja wzmocniona, choć drewniana, wielki szyld ROYAL HOTEL na dawnych budynkach fabrycznych, dziewiętnastowieczny most na rzece, parę motorówek. Czego można się spodziewać po byłej bazie radzieckich okrętów podwodnych?
Małomiasteczkowa atmosfera, ponury krajobraz, klimat lat 50-tych, 60-tych, siedemdziesiątych – zaniedbane budynki, smutne, opustoszałe ulice. Przemknął zielony tramwaj, na chwilę zasłonił ponurą rzeczywistość. Mimo biedy jest czysto, schludnie – jeśli tylko właścicieli stać na konserwację budynków – dorównują fińskim wzorom. To w dzielnicy postindustrialnej. Idąc z dawnego placu targowego w stronę reprezentacyjnej części miasta – niewiele się zmienia; kiedyś ten dworzec tętnił życiem, a teraz… może unijne fundusze pomogą w renowacji zabytkowych drewnianych domów?
Staną się ozdobą miasta – jak kościół i cerkiew? Luterański kościół chyba nie znalazł sponsorów.
W katolickim kościele ciekawa architektura i zadbane wnętrze. Z XIX- wiecznymi kamienicami kontrastują drewniane domy, unikalne na światową skalę. Z ciekawszych obiektów: eklektyczny pawilon kupiecki, gmach biblioteki i szkoły średniej. Odlany z brązu cieśla z legendy o Liepai pracujący przy skwerze ma sporo do zrobienia. Rynny zabezpieczone są przed wiatrem, nie kotami. Chociaż amatorów kociej muzyki tu sporo – kafejka z gitarzystą w szyldzie, muzyczne grafiti w stolicy łotewskiej muzyki rockowej. W potężnej Sali Koncertowej odbywają się między innymi festiwale – bo właśnie w Liepai powstały pierwsze łotewskie kapele rockowe.
Miedzy drzewami – zielone kopuły niewielkiej cerkwi – to cmentarna kaplica, wokół spoczywają zgodnie wyznawcy różnych religii – krzyże prawosławne i niemieckie krzyże żelazne z I wojny światowej, hitlerowskie swastyki i gwiazda czerwonoarmisty. Burzliwe losy miasta o strategicznym położeniu. Wiek XX także nie był łaskawy. Usytuowanie w Liepai bazy okrętów podwodnych na dziesiątki lat odgrodziło miasto od cywilizacji, całkowicie zablokowało rozwój miasta.
Za ruchomym mostem na odnodze rzeki stacjonowali żołnierze radzieccy obsługujący bazę. Obecnie opustoszałe, odrapane bloki kontrastują z odrestaurowywaną starą cerkwią. Zagospodarowana przez armie jako skład, a potem jako sala balowa – uniknęła całkowitego zniszczenia.
Droga powrotna z bazy na jacht jest prosta i tak samo długa. Przy drodze, między drzewami – nietypowy klombik – praktyczny warzywniak, dobrze że zdążyliśmy przejść na drugą stronę przed otwarciem mostu. Była okazja do spotkania z Łotyszką Martyną – przewodniczką. Sporo opowiedziała o historii miasta, o czasach gdy miasto było praktycznie zamknięte i nielicznym mieszkańcom zezwalano na wyjazd.
Jeszcze kolacja przed odjazdem. To prawdopodobnie jest ostatni, przed Gdynią, port w tym rejsie.
Po południu
o 1740
wyjście z Liepai
Wiatr słaby W, SW 2, dokładnie przeciwny, ale na szczęście w nocy rozwiewa się i SW 4 już na 2 refach ładna jazda, ale jeszcze nie pod polski brzeg.
18 piątek
sobota
SW 3-4 czyli halsówka, mijamy Ventspils, byle do domu.
Halsowanie jest konieczne, ale na jednym halsie działa SAMOSTER.
Znowu niespodzianka – akwen 117 zamknięty i zamiast na południe, prosto do Gdyni, trzeba płynąć kursem 270, byle dalej od rosyjskiej strefy brzegowej. Ale humory dopisują. Dopiero pod wieczór ładna jazda w dół do Półwyspu Helskiego, bejdewind słabnie. W nocnej ciszy przed burzą na wysokości Jastarni – kompletna flauta i ciemność, a potem ulewa i… Warto było szybko zrzucić kliwra, bo po ulewie (mycie pokładu) – 54 kn wiatru na wiatromierzu.
Taki dodatek specjalny na koniec tuż przed Cyplem Helskim. Nad ranem, dla odmiany, flauta. Pomogło dopiero rozrefowanie grota i…
19 sierpnia sobota
Zatoka Gdańska
1900 keja w Gdyni
DOPŁYNĘLI!
Prowadzący Zbigniew Witbrot
I wachta Stanisław Konieczny, Renata Loska
II wachta Leszek Markiewicz, Waldemar Sypniewski
III wachta Romuald Sypniewski, Zbigniew Witbrot
Przelot |
Mile morskie | Godziny przelotów |
Prędkość |
Gdynia -Visby |
262 |
2 dni 18h |
3,90 |
Visby – Nyneshamn |
81 |
17h 50min |
4,55 |
Nyneshamn – Sztokholm |
43 |
11h |
3,90 |
Sztokholm – Mariehamn |
73 |
16h 45min |
4,35 |
Mariehamn – Turku |
86 |
20h 30min |
4,19 |
Turku – Helsinki |
143 |
1dzień 11h 35min |
4,02 |
Helsinki – Ryga |
274 |
66h 45min |
4,10 |
Ryga – Liepaja |
174 |
40h 10 min |
4,35 |
Liepaja – Gdynia |
191 |
2dni 2h 16min |
3,80 |
Razem:
godzin rejsu 619
godzin pływania 325
godzin postoju 294
przebyto 1460 mil morskich
średnia prędkość 4,4kn