Dywagacje o grupie turystycznej w regatach, czyli filozofia regat Gryfu
Spór o grupę open/turystyczną jest w klubie od dawna. Ale nie tylko w klubie. Temat przewija się w innych regatach, oraz w pucharach. Konkretnie w Pucharze Bałtyku Południowego. Pod tym względem Puchar Zatoki Gdańskiej jest bardziej przemyślany.
Na wstępie warto zauważyć, że grupa open nie jest klasą. Klasa oznacza jakieś reguły i przepisy, które jacht z danej klasy musi spełnić. To dotyczy wszystkich łódek klasowych, od Optymista przez Mini po ORC.
Jachtów startujących w grupie open nie obowiązują żadne przepisy. W związku z tym wygrywa jacht najszybszy, czyli zwykle największy. Patrząc na listę startową regat, zazwyczaj bez problemu można wskazać nie tylko zwycięzcę tej grupy, ale też kolejność jachtów pozostałych.
Jaki sens sportowy ma takie ściganie się? Otóż żadnego sensu to nie ma. To nie sport, ale wyścig portfeli. Oczywiście to może być dobra zabawa. Czasami. Dobrym przykładem są różnego rodzaju błękitne wstęgi. Pod warunkiem że są traktowane zabawowo.
Warto sobie uświadomić, że morskie regaty w grupie bez przeliczeń są wybitnie polską specjalnością. Albo plagą. Można długo rozmawiać, skąd się wzięły i czemu akurat u nas.
Przy czym wcale nie w każdych regatach u nas występuje grupa open!
W innych krajach grupy różnych jachtów bez żadnych przeliczeń trafiają się wyjątkowo. Dobrym przykładem są regaty Muhu Vaine w Estonii. W tym roku było na nich ponad 100 jachtów. Wyścigi trwały tydzień. Jachty były podzielone na 4 (słownie: cztery) grupy ORC i jedną grupę Folkboatów. Żadnych open-ów.
Generalnie w innych krajach, od Australii przez Węgry (Balaton!) do Danii czy Wielkiej Brytanii, do regat nie przyjmuje się jachtów, które nie spełniają przepisów jakiejś klasy. To może być lokalna formuła (typu Yarsdick czy LYS, czy dowolna inna), ale jakieś wymagania jacht musi spełniać. Są oczywiście wyjątki, jak zawsze, ale naprawdę nieliczne.
Szkoda, że w Polsce wyjątek stał się na morzu regułą.
Jak napisałem wyżej, można czasami startować bez przeliczeń. To wybitnie zabawowa rywalizacja.
Regaty powinny być różne, żeby każdy znalazł coś dla siebie i żeby nie było nudno.
Regaty Gryfu już od wielu lat stawiają na wysoki poziom, trudną rywalizację, spory wysiłek.
Gryf był pierwszym organizatorem, który wprowadził osobną klasyfikację ORC, jak tylko ta klasa się u nas pojawiła. Był pierwszym organizatorem, który w liczeniu wyników zaczął stosować zaawansowane metody. Był pierwszym organizatorem w Gdyni, który wprowadził klasę KWR i zlikwidował przeliczenia wg uznaniowych przeliczników WWZG i WWMW. Pierwszym, który zlikwidował limit czasu na mecie w długich wyścigach, wprowadził sensowny i elastyczny podział na grupy. Można tak długo. Wszystko to służy temu, żeby poziom sportowy naszych regat był jak najwyższy. Dlaczego? Bo taka jest idea naszych regat.
Jesteśmy też pierwszym i chyba jedynym organizatorem, który zlikwidował nagrody w grupie jachtów bez przeliczeń. Stało się to już dawno temu i jakoś nie zmniejszyło frekwencji na naszych regatach, wbrew słyszanym czasami opiniom.
Środki przeznaczone u innych na nagrody w grupach bez przeliczeń lepiej przeznaczyć na nagrody w większej liczbie grup klasowych. No właśnie, tylko na regatach GWG, poza sporadycznymi przypadkami z Mistrzostw Polski, są trzy grupy ORC. Są trzy grupy, bo jachtów we flocie ORC jest u nas tak dużo, że jest co dzielić. Bo już od wielu lat regaty GWG (ale i czasami regaty samotników) są w Polsce rekordowe pod względem liczby jachtów w klasie ORC. Nie bierze się to znikąd.
Warto zauważyć, że klasa KWR jest w naszych regatach traktowana tak samo jak ORC. Jej niska, ale stabilna frekwencja ma swoje przyczyny, ale to zupełnie inna historia.
Kiedyś znajomy żeglarz powiedział bardzo celne zdanie: jeżeli startuję w regatach morskich, to chcę wiedzieć, kto wygrał. Dlatego wybieram klasę ORC. Skoro startujemy w długich, nocnych regatach, to też warto wiedzieć, kto wygrał. Wiele załóg to rozumie i wybiera klasę ORC. W samotnikach jest podobnie. Co prawda trasy krótsze, ale wysiłek zawodników bardzo duży.
Ogromne spory i opory pojawiły się, gdy w naszych regatach grupa open zmieniła nazwę na grupę turystyczną. Było to już dwa lata temu, nie w tym roku! Wiele osób to oburza, zupełnie nie wiem dlaczego. Nazwa grupy oddaje jej sens i cel.
Jest to grupa dla jachtów, które z różnych powodów w regatach startują rzadko, ale nasze regaty bardzo lubią. Nie nastawiają się na wynik, i z różnych powodów świadectw klas KWR i/lub ORC, nie mają lub mieć nie mogą. Albo nie mają na razie. Przykładem mogą być jachty Tornado, Sarmata II, Deliver, Fodiator i wiele innych.
Naszą polską patologią jest fakt, że do tej samej grupy trafiają jachty, które świadectwo mają lub mogą mieć, ale nie chcą. Nie są one mile widziane (nie zależy nam na nabijaniu frekwencji), ale są tolerowane ze względu na jachty wymienione wcześniej.
Reasumując:
Gryf jako organizator regat na wysokim poziomie sportowym nie tylko nie wprowadzi nagród dla grupy turystycznej, ale i nie zmieni nazwy tej grupy. Już prędzej w ogóle zlikwiduje grupę jachtów bez przeliczeń. Wydaje się to całkiem dobrym i coraz bardziej kuszącym pomysłem…
P.S.1 Skoro grupa open jest w klasyfikacji PBP, to czemu w kalendarzu regat PBP nie ma Błękitnej Wstęgi Zatoki Gdańskiej?
P.S.2 Mówienie o tym, że jedną z przyczyn ważności i popularności grup open jest fakt, że świadectwa ORC i KWR trudno jest uzyskać, nie broni się w świetle faktów. Gdy organizator reaktywowanych w tym roku Regat Gryfa Pomorskiego ogłosił, że nie będzie grupy open, wiele jachtów od razu zrobiło świadectwa ORC. Podobnie było w Pucharze Poloneza. Szkoda, że organizatorzy tych regat nie zrealizowali swoich założeń i jednak grupy open, na szczęście tylko szczątkowe, wprowadzili.
Tekst napisał i za podglądy w nim zawarte odpowiada Tomasz Konnak.