59. Regaty Gdynia – Władysławowo – Gdynia 2018
Przez 59 lat warunki na regatach były bardzo różne. Co w sumie jest oczywiste i jest truizmem. Poprzednia edycja upłynęła pod znakiem niemal sztormu. W tym roku prognozy były bardzo słabowiatrowe. I w sumie się nie sprawdziły, z czego należy się cieszyć. Ale zacznijmy od frekwencji. To ważny wyznacznik popularności regat. Zgłosiło się 47 jachtów w ogóle, w tym w klasie ORC 24. Pierwsza liczba nie jest rekordowa, więcej uczestników miały Żeglarski Puchar Trójmiasta i Unity Line. To duże, bardzo popularne regaty, ze znacznie większym budżetem. Natomiast liczba jachtów w klasie ORC, po małym tąpnięciu w zeszłym roku, jest po raz czwarty największa w Polsce. Co też miłe, na drugim miejscu w Polsce są Regaty Samotników, w randze Mistrzostw Polski Samotników – 19 jachtów w klasie ORC. Kilka jachtów się nie stawiło na starcie, ale to też normalne. Mimo wszystko wystartowały 22 jachty w tej klasie.
Wiatr podczas regat miał być słaby, i był, ale nie w momencie startu. Jachty wychodzące z mariny spotkały wiatr o prędkości kilkunastu węzłów i wyraźną falę. Zgodnie z instrukcją żeglugi najpierw startowała klasa OPEN (17 zgłoszeń i to bardzo różnych jachtów, od Globe po Delivera). Dziesięć minut później wystartowały wspólnie klasy ORC i KWR (30 zgłoszeń). Sędzia ustawił bardzo długą linię startu, właśnie ze względu na warunki i ze względu na flotę. Lepsza za długa niż za krótka. Sprawdzenie kierunku wiatru przed startem pokazało, że wiatr poszedł w lewo i ewidentnie warto było startować przy boi. Ponieważ, jak wiadomo, przy wietrze odchylonym od prostopadłej do linii startu, wybierając właściwy koniec linii startu zyskuje się tym więcej, im bardziej wiatr jest odchylony i im dłuższa jest linia startu, jachty świadome sytuacji zyskały naprawdę sporo już na samym starcie. I odwrotnie, jachty startujące przy komisji, całkiem sporo straciły. To na samym początku regat bardzo cieszy, albo bardzo deprymuje, w zależności od tego, w której grupie się znaleźliśmy. Ale przypadku w tym nie ma.
Po starcie krótka halsówka do pławy rozprowadzającej, a potem pełny bajdewind do Helu. „Żużli” chyba nikt nie lubi, ale nie było wyjścia. Pozostało trwanie i wyciskanie z jachtów maksymalnej prędkości. Oraz unikanie promów. Kilka jachtów miało pecha i znalazło się na torze (koło bramki G1-G2) do portu w Gdyni w tym samym czasie co wychodzący z portu prom. Zawsze to strata. W miarę upływu czasu szybsze jachty wyprzedzały te wolniejsze. A miały co robić, bo sporo szybkich jachtów wystartowało od strony komisji i musiało pracowicie odrabiać stratę. Słońce zachodziło, Hel się zbliżał, a wiatr słabł z początkowych kilkunastu węzłów. Przy półwyspie pojawił się tradycyjny dylemat. Płynąć blisko brzegu, dalej, czy zupełnie daleko. Blisko brzegu oznaczało krótszą trasę i nadrobienie sporo dystansu, zwłaszcza, że dalsza trasa była halsówką. Oraz mniejszy prąd, który był przeciwny. Ale i słabszy wiatr. Kierunek prądu nie był wcale oczywisty, przy zmiennym wcześniej wietrze. Większość jachtów poszła dalej w morze i wydaje się, że to był błąd. Kilka jachtów poszło dość blisko brzegu, a jeszcze kilka „po plaży”. Oczywiście było już ciemno, i w tej ciemności (noc bez chmur, ale i bez księżyca) zaczęła się halsówka, pod niezbyt silny wiatr i pod prąd. Prąd na izobacie 9-20 metrów miał prędkość około 0,6 węzła. Dalej od brzegu chyba był silniejszy, bo jachty w morzu zostawały coraz bardziej z tyłu. Poza tym były niżej względem wiatru. Za Jastarnią, jak to zawsze jest, brzeg odszedł w lewo. Ale po pewnym czasie wiatr osłabł dość mocno (można było myśleć, że to zapowiadana w prognozach cisza i zmiana kierunku wiatru.) i też poszedł w lewo, na tyle, że na pławę WŁA wychodziło się jednym halsem. W tym miejscu jachty z tyłu stawki mogły trochę zyskać, bo ostatni odcinek przepływały jednym halsem. Powrót z WŁA oznaczał ostry baksztag, ze spinakerem lub genakerem. Wiatr odrzucał od brzegu (nie od razu), prąd dodawał prędkości. Pójście pod brzeg nie miało sensu, bo słabszy wiatr i prąd. Odchodzenie od brzegu także raczej nie miało sensu. Dopiero teraz, w okolicy Jastarni, przyszła cisza lub niemal cisza. Zależy kto jak i gdzie trafił. Jachty z tyłu stawki chyba miały więcej szczęścia. Świt koło Jastarni i za Jastarnią. Gasnące gwiazdy, poświata na wschodzie, coraz bardziej widoczny pokład. Trochę postraszyły chmury po lewej, ale niesłusznie. Wiatr lekko odkręcił na pełniejszy, można było zmienić spinakera na pełnowiatrowego, lub spinakera postawić. To już zależało od jachtu i posiadanego zestawu żagli. Poza tym, po ciszy lub niemal ciszy ciszył log pokazujący 3-4 węzły prędkości. Potem nawet więcej. Jak powszechnie wiadomo, za Jastarnią, a tym bardziej za Juratą, brzeg odchodzi w prawo. Spinaker stawał się coraz bardziej dyskusyjny. Można było odpaść i pójść szybciej i dalej w morze, ale to też był błąd. Moim zdaniem należało zrzucić za Juratą spinakera i pójść już na ostro w kierunku brzegu i końca cypla. W ten sposób skracało się halsówkę przed cyplem. Jachty wybierały różne warianty. Po minięciu pławy HLS można było ustawić się na kurs w kierunku mety. Bez halsowania. Wiatr cały czas był, a bliżej mety wypełniał się. Do tego stopnia, że na końcówce trasy niektóre jachty stawiały genakery. Przynajmniej jeden jacht.
Wyścig, w efekcie, był nie tak bardzo długi, jak się można była obawiać. W każdym razie po godzinie 18, czyli po zakończeniu dopłynął na metę jeden jacht ostatni, który ukończył regaty.
Zakończenie zaczęło się punktualnie, przemowy były bardzo krótkie. Nagrody zostały wręczone, a wszyscy obecni zostali tradycyjnie zaproszeni na pierogi i piwo. Oraz na rozmowy, które całkiem mocno się przeciągnęły. Za rok czekają nas, to znaczy chętnych żeglarzy, regaty o numerze dość okrągłym i szacownym – 60ta edycja…
Opis napisał: Tomasz Konnak
Sędziował: Sebastian Wójcikowski
Zapraszamy również do przeczytania relacji z pokładu s/y Słoni oraz obejrzenie, jak zwykle imponującej, galerii na Oficynie Morskiej
WYNIKI REGAT:
Grupa ORC1
Grupa ORC2
Grupa KWR
Grupa OPEN
ORC generalne (do pucharów)