2019 – Orionem do Szkocji
s/y Orion; PZ-83
Typ: Rasmussen, ożaglowanie: kuter, powierzchnia pomiarowa 69 m², kadłub o poszyciu mahoniowym. Rok budowy 1936. Drzewca świerkowe. Utrzymany wzorowo.
Armator: Jacht Klub Morski GRYF; port macierzysty Gdynia. Okres powojenny: znaleziony przy falochronie, uszkodzony jacht został przewieziony do klubu, wyremontowany i wyposażony.
16.06.1946 – chrzest jachtu Orion. Przy chrzcie otrzymał nazwę Orion; był wówczas jedynym czynnym jachtem „Gryfu”. Na jego pokładzie podczas regat i rejsów wychowało się wielu pasjonatów żeglarstwa. Ponownie odbudowany klepka po klepce w latach 1977-1980.
Będąc jachtem flagowym – tak jak dawniej – w czasie rejsów dalekomorskich, zlotów żaglowców świetnie reprezentuje JKM Gryf w wielu portach Europy (np: Kopenhaga, Sztokholm, Helsinki, Tallin, Ryga, Petersburg, Oslo, Stavanger, Bremerhaven, Londyn, Amsterdam, Antwerpia, Lerwik, Edynburg). Z powodzeniem walczy w regatach o najwyższe w swojej klasie miejsca.
Mahoniowym oldtimerem do Szkocji
Sezon żeglarski 2019 – kolejny daleki rejs – dokąd tym razem?
Po bałtyckich pętlach i penetracji wybrzeży Morza Północnego (Holandia, Anglia, Norwegia)
celem jest Szkocja: Edynburg.
30 czerwca Gdynia;
basen jachtowy im. Mariusza Zaruskiego;
jacht i załoga sklarowani do wyjścia;
1100 zaokrętowano:
prowadzący: Zbigniew Witbrot,
załoga:
Leszek Markiewicz,
Romuald Sypniewski,
Andrzej Warmiński,
Renata Loska,
Barbara Malinowska.
Pożegnanie z przyjaciółmi i… 1300 – oddać cumy!
Na zatoce łopot żagli – grot w górę! i… nareszcie przyjemny szum fal.
Na początek – słoneczna żegluga, lekka bryza; ale za Helem bajdewind rośnie do W5 – zamiast szybkiego przelotu: halsówka.
Stroma, bałtycka fala skutecznie hamuje Oriona, utrudnia marsz w obranym kierunku.
Zaledwie 81 mil w ciągu doby – to wskazania na logu; a jesteśmy dopiero na wysokości Łeby.
Prognozy są niepokojące – spodziewany jest sztorm do W9 w skali Beauforta.
Słuszna decyzja – przeczekać nawałnicę w porcie.
1 lipca
Słoneczna pogoda sprzyja plażowiczom, ale nie żeglarzom spragnionym morskich przygód – to przymusowy pobyt w letniskowej miejscowości. Ale wejście do portu zamiast sztormowania pod wiatr to właściwy wybór. Z falochronu obserwujemy skotłowany Bałtyk – nieliczne jachty płyną podrzucane na fali – ale z wiatrem.
2 lipca
Prognozy potwierdzają się – wiatr jeszcze się wzmaga, musimy czekać na poprawę; na zakończenie dnia – wieczorek z szantami przy akompaniamencie gitarowym w wykonaniu Basi.
3 lipca
Kolejny dzień- niestety znowu w porcie; obeszliśmy już Łebę wzdłuż i wszerz, pora na kolację.
Wieczorem niespodziewanie Romek zaczął odczuwać silny ból, pojawiło się osłabienie.
Konieczna jest natychmiastowa pomoc lekarska.
Akcja ratowników pogotowia ratunkowego jest błyskawiczna – diagnoza: Romek musi być odwieziony do szpitala w Lęborku.
4 lipca
Wieści ze szpitala są dramatyczne – niebezpieczeństwo zostało zażegnane, ale stan Romka jest bardzo ciężki, pozostanie pod opieką lekarzy; nie ma szans na jego powrót na jacht i udział w rejsie.
5 lipca
Spotykamy się z żoną Romka i jego bratem.
W miesięcznym rejsie na oldtimerze potrzeba rąk do pracy, pięcioosobowy skład to absolutne minimum. Wyokrętowanie Romka to zmniejszenie załogi.
Poważna decyzja: czy płyniemy dalej ? Czy damy radę? Tak!
Jest wreszcie okno pogodowe, wiatr osłabł do W6, prognozy są pomyślne – wychodzimy w morze!
Grot 3 – 1 ref i fok marszowy – i znowu na bałtycka falę!
6 lipca
Wiatr zelżał, fala… została; czyli trzeba na rozkołysanym dziobie wymienić kliwra na genuę II i…gotowe!
Do czasu – 40 -letni żagiel pracuje, i niestety… strzela rozdarta szkwalistym podmuchem; kawałki „poczciwej gieni” wymagają naprawy przez żaglomistrza, więc trafiają pod pokład zastąpione na sztagu przez mniejszą genuę I – na silniejsze wiatry.
Ale nie na długo – kolejna zmiana na rosnącym wietrze.
Mijają godziny – na zarefowanym grocie i kliwrze przemieszczamy się powyżej Bornholmu –… wzdłuż ruchliwego toru wodnego.
I następny „alarm do żagli”- zużycie materiału i… zbierać kliwra!
Przetarta końcówka fału została na topie; karabinek wpięty do rogu fałowego spada razem z żaglem na pokład.
Dobrze, że są fały spinakera – można postawić kliwra, a z naprawą fału wstrzymać się do czasu wejścia do najbliższego portu. Ale nieprędko to nastąpi…
Nareszcie – o 1600 jesteśmy w Falsterbor, w kanale przecinającym południowo-zachodni cypel Szwecji (kanał to skrócenie drogi z Bałtyku na Kattegat). Kolejna lekcja cierpliwości: trzygodzinny postój w oczekiwaniu na udrożnienie kanału czyli otwarcie mostu – idealny moment, by uspokoić nastroje i wypocząć na suchym pokładzie.
Za kanałem – nocna jazda pod potężnym mostem między Danią i Szwecją.
9 lipca
Wreszcie halsówka na podejściu do Kopenhagi – od boi do boi i.. 0335 – witamy w Królewskim Basenie żeglarskim – przy Syrence; tu zawsze znajdzie się miejsce dla Oriona.
Warto rozprostować nogi – spacerek po Kopenhadze, ale krótki.
Jeszcze jazda na top po fał – jest okazja na niecodzienny widok na kopenhaskie wybrzeże karabińczyk wszyty w linę i…
10 lipca
0800 – wyjście z Kopenhagi.
Wiatr konsekwentnie przeciwny czyli NW4-5 i halsówka pod Helsingorem – fok manewrowy i 2 refy na grocie; i jeszcze te promy krążące w poprzek Kattegatu; ale do czasu: zaczyna się zabawa z żaglami: ucichło, więc zamiast kliwra genua I i wymiana grota na dużego.
11 lipca
Mijamy cypel Kullen i jego wiatrowe „czarownice”; akwen wymagający czujnej żeglugi: tory wodne, na trawersie wyspy Anholt, Leso.
12 lipca
Silnikowa żegluga przez kotwicowisko pod Skagen i 0630 wejście do portu.
Z powodu braku miejsc postojowych stanęliśmy przy burcie leciwego żaglowca pod niemiecką banderą; przy kei, na której mewy wyszarpywały małe flądry z czyszczonych tą metoda sieci rybackich.
13 lipca
Na Skagerraku oczywiście bajdewind; stawiamy kliwra – wieje W4; ile do tej Szkocji? Jeszcze 450 mil – trzeba się sprężyć! Uparty bajdewing – o baksztagu można pomarzyć.
A najgorzej, że wiatr słabnie; kolej na genuę I – niestety nadaje się do szycia… podarta na koszu przez wchodzące fale…
Łapanie wiatru SW2 pod Norwegią i… grot i kliwer ratują utrzymanie marszowej prędkości. Uwaga! Wieczorna mgiełka przed dziobem nie wróży nic dobrego.
14 lipca
Wiatr tężeje: od rana NW5,6. Grot na 2 refach i kary; stan morza 5; i regularna siódemka NW7 – kilka godzin już tylko fok marszowy pomaga sternikowi utrzymać jacht na kursie.
Zdumiewająca prędkość: na samym foku marszowym (FM) jedziemy bajdewindem 3 węzły!
Pokładowa nazwa małego żagielka – kary -może kojarzyć się z koniem – i słusznie, bo nieźle ciągnie!
15 lipca
Uff! Sztorm wytrzepał się.
Od świtu wiatr cichnie – można postawić grota; już tylko 218 mil do celu: Edynburga.
Czyli co najmniej jeszcze 2-3 doby żeglugi; ale w prostej linii – a tu halsówka i jazda na fali wysokości 5-6 metrów. Morze Północne miota jachtem i zawartością… Najbardziej oczywiście na dziobie; góra – dół – prawo – lewo – i Andrzej wyrzucony z koi ląduje… obok!
Potłuczony, dzielnie wytrwał do końca rejsu – mimo złamanego żebra (okazało się po powrocie z rejsu) świetnie sobie radził z obowiązkami oraz niedogodnościami życia pokładowego. I nigdy nie zapomniał zakończyć wachty odpompowaniem wody z zęzy- a sporo się jej zbierało… niestety.
Bez względu na warunki – jedliśmy oczywiście zdrowo czyli bez soli; i regularnie – gorące danie i obowiązkowo sałatka – śródziemnomorska – znaczy: grecka; codziennie!
Najważniejsze – do syta i smacznie! Leszek – pierwszy oficer – dogodzi każdemu: nawet kapitanowi – drób zakazany…
Wiatr cichnie do NW6 – i szybka jazda na kliwrze i pełnym grocie – idealnie gdyby nie pogoda: dżdżysto, pochmurno; ale… do przodu!
16 lipca
Odwrotnie: kochane słoneczko suszy pokład, ale żegluga… silnikowa. W południe – SW3 czyli dość motorowodniactwa: grot w górę, kliwer w górę, do celu już tylko 100 mil, prędkość… 2-3 węzły.
To warunki idealne, by wysuszyć genuę, a potem: tańcowała igła z nitką – a raczej z… szydło z juzingiem. Naprawa przedniego liku to bosmańskie prace; jeszcze wymiana raksy i żagiel gotowy do postawienia!
17 lipca
Wreszcie ląd! Szkocja na horyzoncie!
Orion wpływa do zatoki Firth of Fort, wyspa Isle of May na trawersie – jedna z większych. Niemal na każdej wystającej z wody skałce typowo szkocki: kamienny, ponury zamek. Miauczenie na środku morza to odgłosy… fok wygrzewających się na kamieniach albo… podstawach znaków nawigacyjnych. Obyte z morzem, a nie wiedzą, że ‘cumowanie do znaków jest zabronione’?
Zatoka głęboko wcina się w ląd: do portu jeszcze kilkadziesiąt mil, wiatr SW3-4 pomaga, ale prądy i pływy… nie zawsze sprzyjające.
Mimo przeciwności zbliżamy się do Edynburga – wybór postoju pada na marinę Granton.
Niestety – okolica niezbyt przychylna dla żeglarzy; widok jachtów stojących w ‘przechyle’ na … stępkach i -mimo średniej wody – i głębokość… stania równa zanurzeniu nie zachęcają do postoju.
2155 – Krótkie cumowanie ‘do rana’ przy kutrze i…
18 lipca
Z wysoką wodą 0600 start w poszukiwaniu godniejszego miejsca dla Oriona. W promieniach słońca pięknie prezentują się słynne mosty: nitowany zabytkowy – wizytówka Szkocji – oraz wykorzystujące najnowsze technologie: wiszący i wantowy.
Już widać słupy utrzymujące pontony pływające i las masztów; ostrożnie Orion wpływa do Edgar Port w South Queensferry.
Niestety… w obawie przed dużymi prądami pod mostami nie wpływaliśmy z wysoką, tylko średnią wodą; woleliśmy się trzymać z daleka kamienistego nabrzeża w wejściu do mariny – a właśnie przy tych kamieniach był pogłębiony. Kolejna różnica głębokości na mapie, ploterze i w rzeczywistości i … stoimy na mulistym dnie. W oczekiwaniu na wysoką wodę– i upragniony toast w kokpicie dla powitania kolejnego portu: relaks na słonecznym deku czyli… szycie karego, który ciężko pracował i… nadwyrężył sobie przedni lik.
Wreszcie jest sensowna głębokość pod stępką, jazda do pomostu, cumowanie i po 18 dniach żeglugi – Orion jest w Szkocji! Cel osiągnięty!
A dokładniej: w South Queensferry – niegdyś promowa przystań między północnym i południowym wybrzeżem głębokiej zatoki Firth of Forth.
Spacerek po miasteczku niestety- w deszczu – słoneczna pogoda w Szkocji to rzadkość.
19 lipca
Piętrowym autobusem – obserwując z wysoka podmiejskie wille i posiadłości wiejskie – jedziemy do oddalonej o kilka mil stolicy Szkocji. Typowy angielski krajobraz.
Zwiedzanie Edynburga zaczynamy od Placu Andrzeja, Miasto obfituje w zabytkowe budowle. Mijamy z daleka kościoły, pomniki. Słynną One Mile Road czyli deptakiem z kafejkami i sklepikami z pamiątkami udajemy się na zamkowe wzgórze.
Średniowieczna budowla na potężnym wzniesieniu przyciąga turystów z całego świata; regalia i Stone destiny są historyczną perełką, przede wszystkim dla Szkotów.
W dawnej kaplicy – upamiętnienie poległych żołnierzy w wojnach I i II XX wieku. Smutna statystyka i wielkie księgi z nazwiskami walczących za Anglię – we wszystkich zakątkach świata.
Żeby zapoznać się z zabytkami miasta należałoby zatrzymać się dłużej – ale teraz trzeba wracać, bo do Gdyni daleko…
20 lipca
Klar wyjściowy: bezproblemowe wyjście z wysoka wodą – głębokim kanałem; żagle staw i… niespodzianka: W5 czyli zasłużony baksztag!!! Kliwer i grot – i jedziemy do domu – przez zatokę i dalej: wyjście z Firth of Forth na Forties.
21 lipca
Prędkość jachtu – 4-5 knotów W3 i SW3-4. Orion rusza do przodu: którędy do Gdyni?
Rozważane były trzy trasy: pierwsza przez Kanał Kiloński, krótsza; ale zapowiadane: kierunek i siła wiatru nie sprzyjające; druga przez Skagen – minusy to trasa dłuższa, słaby wiatr i przeciwny prąd w Skagerraku; najlepiej przez Limfjord – z trzech powodów: korzystny wiatr, trasa krótsza od trasy przez kanał o100 mil i nieznany akwen- Orion tam jeszcze nie był.
Morze Północne i… mamy załogantów. Para gołębi znajduje schronienie na pokładzie. Po kilku godzinach – odleciały; czyżby nie odpowiadał im kierunek ‘transportu’ albo w okolicy platformy wiertniczej albo kutrów byli szybsi przewoźnicy?
22 lipca
Baksztagowa jazda w stronę Jutlandii utwierdza nas o słuszności wyboru trasy; zmierzamy do Limfjordu. Jazda na fali SW4, 5, 6! Wieje do 25 knotów, ale – nie ma obawy – kontra na grocie świetnie trzyma. Orion łagodnie zjeżdża z fali – z górki szybciej -prędkości regatowe! Dopóki… wieje.
23 lipca
Wiatr słabnie SW3-2, więc trzeba… wypróbować naprawiona genuę I – dodatkowe wzmocnienie na przednim liku świetnie się sprawdza, ale żagiel nie pracuje długo. Marszowa prędkość zostaje utrzymana – dzięki ‘disel -grotowi’… Nocna żegluga silnikowa to konieczność.
24 lipca
0245 cumowanie w Thyboron na zachodnim brzegu Jutlandii – wejście do Limfjordu.
Na pokładzie klejenie kieszeni listwy grota, a w kambuzie Basia smaży… naleśniki; urozmaicenie – pychotka! Szybki klar, pobór wody i… wyjście 1045.
Początkowo na silniku, w środku dnia w pełnym słońcu baksztagiem – idealnie, gdyby nie zamknięte mosty wstrzymujące żeglugę. Jest na to sposób obowiązujący w Limfjordzie: zawieszenie pod salingiem flagi N – szachownicy. To znak dla obsługi mostów zwodzonych, że jacht ma zamiar przepłynąć pod mostem i załoga prosi o otwarcie.
A gdzie zatrzymać się by wypocząć przed kolejnym wyjściem na ‘szerokie wody’? Wybór pada na marinę w Glyngore. 1745 – cumowanie.
Polecamy: wspaniałe miejsce na regenerację sił – kąpiel nie tylko pod prysznicem, w niewielkiej zatoczce z piaszczysta plażą… woda o tej porze roku cudownie ciepła, ale… niestety niemal gorzka! Bardziej słona niż w Bałtyku! To wpływ Morza Północnego na wodach ‘śródlądowych’.
25 lipca
0800 wyjście z Glyngore; SW1 -żegluga silnikowa, wreszcie -jazda na kliwrze; i przejścia pod mostami: np. Most Fast Bro.
Szerokie rozlewiska fiordu niestety nie są wszędzie żeglowne i należy poruszać się po ściśle wyznaczonych torach wodnych. Łatwo o przygodę – niezamierzony przystanek na mulistej łasze – nieoznakowanej na mapie ani na ploterze. Z bezinteresowną pomocą pośpieszył duński żeglarz z rodziną płynący w pobliżu Oriona; pomógł zejść z mielizny i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę.
Chyba już czas wyrwać się na pełne morze – a tu ostatnia ‘zawalidroga’: most kolejowy Aalborg; Otwierany o ustalonych porach. Na szczęście nie czekamy długo.
Nocne wyjście na Kattegat – po nabieżnikach – i na wschodzący księżyc; i wreszcie pełne morze! Na Kattegacie jesteśmy poniżej wyspy Leso.
Płynąc przez Limfiorden ominęliśmy Skagen i poznaliśmy ciekawy akwen – idealny do rodzinnego wypoczynku.
26 lipca
Dopiero po 10 rano żagielki do pracy SW3: grot kliwer, a nawet… naprawiona genua.
W drodze do Helsingoru mijamy jacht Momo One z Michałem na pokładzie – ociemniałym załogantem Oriona w ubiegłorocznym rejsie do Boulogne. Mały jest żeglarski świat…
27 lipca
0440 cumowanie w Helsingor – niestety zawodzi… silnik; zgasł w najbardziej nieodpowiednim momencie – przy podejściu do kei; na szczęście obły kabłąk mocowania kotwicy lekko przesunął się po belce nabrzeża, chroniąc dziób jachtu przed zarysowaniem – burty uratowane przed otarciem.
W Helsingorze godne polecenia jest nie tylko zobaczenie zamku, ale też zwiedzanie Muzeum
Morskiego znajdującego się w starym suchym doku nieopodal zamku oraz zabytkowego klasztoru.
A w porcie można było podejrzeć takielunek klasycznych żaglowców. Jeszcze tylko zakupy przed powrotną drogą… i obiadek.
To chyba ostatni przed Gdynia – port więc będzie coś extra. Leszek zadbał o załogę – kotlety i sałatkowe specjały szykuje w kambuzie, a na deku wymiana grota na mniejszy.
Prognozy są konkretne – ma wiać mocno i od dziobu.
Po obfitym posiłku- ruszamy w drogę; odejście od kei: silnik działa, ale czy można na niego liczyć?
Kliwer i kary w gotowości – tym razem silnik nie zawiódł.
2120 wyjście z Helsingor Ładna jazda – kilka godzin i trawers Kopenhagi. Wieje NE4 grot na dwóch refach i kliwer; i dalej pod most między Danią i Szwecją.
28 lipca
Za mostem rozwiewa się N 4-5 B zmiana kliwra na Fm I (kary).
Ostra jazda baksztagiem 6-7 kn wąskim torem podejściowym do kanału Falsterbo. Pół mili przed kanałem rozpętała się burza z piorunami,wiatr w porywach 25kn ulewa utrudnia widzialność, nie widać główek,wszyscy na pokładzie. Jesteśmy pół godziny za wcześnie, most otwierają o godz. 0700. Czekamy kręcąc szybkie zwroty w awanporcie, silnik pracuje asekuracyjnie na wolnych obrotach, na większych gaśnie. Ruszamy w kierunku mostu, wiatr powoli słabnie i niestety zmienia kierunek, już jest ostry bajdewind; pod mostem w dziób, niezbyt mocno, ale hamuje.
7 rano – most zwodzony w kanale otwarty, można płynąć, ale kanał za wąski na halsowanie; przy słabnącym wietrze – kilkaset metrów do przebycia – horror.
Żagle w łopocie, płyniemy zaledwie 1,5-2kn; Basia dyżuruje przy stacyjce rozrusznika, jeszcze kilkaset metrów czujnej żeglugi… i jaka ulga, gdy za rufą zostały główki wyjściowe kanału, a na otwartej przestrzeni żagle złapały solidny wiatr!
N4 do 5 kliwer i grot na 1 refie – pędzimy do kraju!
29 i 30 lipca
NE3 utrzymuje się od północy – rano genua w górę.
Spokojna żegluga umożliwia kapitanowi rozebranie odstojników paliwa – przypuszczenia okazały się słuszne.
Zanieczyszczenia w paliwie tak skutecznie zatkały filtr i przewody, że silnik gasł bez dostawy paliwa; odstojniki i przewód zostały oczyszczone, sprawdzono poprawność pracy silnika: działa, ale z ograniczonym zaufaniem.
W nagrodę z resztek mąki – na deser świeżutkie, drożdżowe racuchy; z rodzynkami i makiem, na okrasę róża ucierana – na środku Bałtyku!
Pracują żagle: rozwiewa się NE4, więc w nocy znowu na kliwrze, grot zarefowany; coraz bliżej polski brzeg. Widok rozgwieżdżonego nieba wynagradza brak snu na ‘psiej wachcie’ – ale… oto nad topem zamiast gwiazd- chmury? Raczej – gęsta mgła otula jacht od topu do linii wodnej.
W ciemności znacznie wyraźniej odznaczają się śnieżnobiałe odkosy przy burcie pędzącego Oriona; fantastyczne wrażenie – ale… dobrze, że tory wodne – i potencjalne łowiska są daleko, bo w tej mgle naprawdę trudno byłoby dostrzec statek lub kuter; ale trzeba uważać – na… jachty. Przydałby się nadawczy AIS…
Ale oto widać już Rozewie – niestety – z bardzo daleka.
Dodatkowo trzeba ominąć przeszkodę nawigacyjną – zerwany pływający rurociąg – jeszcze dalej w morze wypłynąć; znowu halsówka.
Na ploterze nasz tracking ‘wzdłuż’ wybrzeża przypomina… grzbiet dinozaura.
31 lipca
Tego dnia Orion powinien być już w Gdyni, a tu… zaledwie Rozewie na trawersie i cisza…
A pod Władysławowem – wiatr ‘znikąd’…
Jeszcze zabawa z helskimi… prądami – raz zwiększają, częściej… zmniejszają prędkość jachtu.
Do domu coraz bliżej, ale płyniemy coraz… wolniej. Można ewentualnie zmienić grota na większego – szybszym rozwiązaniem byłby… ’diselgrot’, ale silnik trzeba oszczędzać na manewry portowe – oczyszczenie odstojników nie gwarantuje pełnej sprawności.
Na szczęście za trawersem Jastarni zaczynamy przyspieszać. Helską Kosę omijamy szerokim łukiem; w razie wejścia na mieliznę na wysoką wodę nie ma co liczyć.
Za cyplem w nagrodę równiutki baksztag – świetna końcówka udanego rejsu.
Cumowanie w Gdyni o 1920.
Pętla Gdynia- Edynburg- Gdynia została zamknięta. Brawo, Orion!
Kolejny już raz, leciwy oldtimer, dobrze przygotowany do odbycia dalekich rejsów, dzięki przychylności Zarządu i Kierownika Klubu oraz ofiarnie pracującej w zimowe dni załogi, udowodnił swoją dzielność i odwdzięczył się bezawaryjną żeglugą na kapryśnych wodach Cieśnin Duńskich, Morza Północnego i Bałtyku.
Uczestnicy tego rejsu ślą serdeczne podziękowanie wszystkim tym, którzy przyczynili się do zrealizowania tej wyprawy, a w szczególności tym, którzy z różnych względów nie mogli wziąć w niej udziału.
Statystyka:
Porty przelotowe | Odległość w milach | Czas przelotu | Prędkość |
Gdynia – Łeba | 83 | 24 | 3,4 |
Łeba – Kopenhaga | 276 | 63 | 4,3 |
Kopenhaga – Skagen | 149 | 36 | 4,1 |
Skagen – Granton | 471 | 113 | 4,1 |
Granton – Port Edgar | 11 | 3* | 3,6 |
Port Edgar – Thyboron | 379 | 97 | 4,1 |
Thyboron – Glyngore | 32 | 7 | 4,5 |
Glyngore – Helsingor | 157 | 44 | 3,5 |
Helsingor – Gdynia | 318 | 95 | 3,3 |
razem 1870 mil, w tym 1070 mil na pływach; na żaglach 440 godzin |
*czas przelotu – bez oczekiwania na wysoką wodę